Progress check instruktorzy są chyba bardzo zajęci, bo i dziś nie udało się żadnego zaplanować. Postanowiłem kolejny dzień spędzić na poszukiwaniu mieszkania, ale tym razem chciałem też spróbować MAX-a, czyli kolejki podmiejskiej. Co ciekawe, każdy przystanek posiada kilkaset miejsc parkingowych i mnóstwo ludzi dojeżdża ze swoich domów, zostawia samochód i przesiada się w komunikację publiczną.
Jazda do Portland jest całkiem przyjemna i wygodna, ale zajmuje 45 minut. Samochodem można dojechać w ok. 20-25. Nie jest też wcale taniej, bo dzienny bilet kosztuje $4.75.
Niestety chodzenie po mieście i dzwonienie na prawie każdy numer podpisany „apartments available” niewiele dało. Nie znalazłem ani jednego wolnego 2-sypialniowego mieszkania, nawet na styczeń! Cóż, zawsze są te income restricted, ale do nich znowu trudno znaleźć współlokatora…
Trafiłem za to na ciekawą kolekcję starych samochodów, ukrytych za witryną w niepozornym budynku. Właścicielem jest dealer Jaguara po drugiej stronie ulicy, z resztą w salonie ma też trochę klasyków.
Na lunch chciałem udać się do polskiej budy na kiełbasę i gołąbka, ale ku mojemu zmartwieniu okazała się ona być zamknięta do 8 grudnia. Tuż obok stoi El Cubo de Cuba, czyli kubański food cart. Wziąłem grillowaną kanapkę z grubą szynką, majonezową wieprzowiną i serem, do tego frytki ze słodkich ziemniaków, kawałki smażonych owoców i mango batidos, czyli kubański smoothie. Re-we-la-cja! Chyba powinienem prowadzić bloga o jedzeniu :)
HA !!! To ja poprosze taki zestaw pod choinke ;)….
Jakbyś nie wracał do KRK na święta to bym Ci zaproponował na wigilię jedzenie z 12 różnych food cartów :D
@Ryba: świetny pomysł, tylko biorąc pod uwagę amerykańskie porcje, to prędzej bym się przekręcił niż zjadł 12 dań :)