Jeden wolny dzień w tygodniu się należy, a nawet jest obowiązkowy. A skoro pogoda sprzyja, to dlaczego by nie wybrać się na małą wycieczkę?
Konkretnie to do Tillamooka, czyli prawie na wybrzeże Pacyfiku. Tylko godzina jazdy, a jakoś ani razu przez cały mój pobyt w USA nie udało mi się na nią zdecydować. Po co ludzie jeżdżą do tego Tillamooka? Do słynnej (przynajmniej w Oregon) fabryki sera.
Myśleliśmy, że droga będzie prosta i szeroka, a tu ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że nie ma dwupasmowej autostrady z tunelami, tylko kręty górsko-leśny standardowy „highway”.
Pnąć się tak pod górę zaczęło na poboczu pojawiać się coraz więcej śniegu, aż w końcu na szczycie małej przełęczy zatrzymaliśmy się na kilka zdjęć i zabawę śnieżnymi kulkami – moja koleżanka prawdziwy śnieg widziała po raz drugi w życiu (nie licząc tego jednego razu jak Portland spadło kilka centrymetrów, a rano wszystko stopniało).
Tak sobie jechaliśmy jeszcze z pół godziny aż w końcu minęliśmy kilka rzek z wędkarzami i krajobraz zrobił się bardziej płaski. Pojawiły się farmy i krowy, które dają mleko do produkcji sera, masła, jogurtów i lodów.
Niestety do wycieczki nie byliśmy zbyt dobrze przygotowani, nie mieliśmy żadnej mapy ani ogólnego pojęcia w którą stronę musimy jechać by odwiedzić serownię. Za to z daleka zobaczyłem gigantyczny napis „AIR MUSEUM” na hangarze lotniska TMK. Decyzja zapadła dość szybko – najpierw jedziemy pooglądać samoloty.
Byliśymy prawie jedynymi zwiedzającymi to niewielkie muzeum, pełne historii, setek godzin pracy i milionów dolarów wydanych na restorację zabytkowych samolotów i przywrócenie ich do stanu lotnego.
Najpierw jednak kilka słów o samym hangarze. W 1942 roku US Navy rozpoczęła projekt budowy 17 hangarów które miały służyć jako bazy dla floty sterowców klasy K (ok. 77 metrów długości). Dwa z tych hangarów zostały zbudowane w Tillamooku.
W latach 1943-1948 w TMK stacjonowało 8 sterowców, każdy z nich miał zasięg ok. 2000 mil i mógł przebywać w powietrzu przez 3 dni. Służyły one głównie do patrolowania oceanu i wykrywania łodzi podwodnych, eksperymentowano także użycie małych bomb do niszczenia wrogich okrętów.
Wymiary „garażu” to 327 metrów długości, 90 metrów szerokości i 58 metrów wysokości. Aby przechowywać w nim sterowce, konstrukcja musiała być pozbawiona wszelkich kolumn. Mało tego, ponieważ w czasie wojny stal była zarezerowana na produkcję czołgów i innych maszyn wojennych, hangary zostały zbudowane całkowicie z drewna!
Po wojnie budynki służyły do różnych celów – jako fabryki, magazyny, przez krótki okres były też siedzibą firmy planującej na nowo wprowadzić na niebo sterowce. Niestety, w 1992 w hangarze „A” zapaliło się przechowywane w nim siano i budynek został kompletnie zniszczony.
Z ciekawostek, 21 sierpnia 1950 w czasie pokazów lotniczych Swede Ralston przeleciał swoim AT-6 „Texan” na wylot przez otwarte wrota hangaru. A dokładnie wleciał do hangaru, zrobił półbeczkę i wyleciał odwrócony…
Muzeum posiada kolekcję naprawdę wyjątkowych samolotów, choć może na pierwszy rzut oka nie wygląda zbyt spektakularnie. Wśród eksponatów znajdują się: jedyna na świecie latająca Bellanca Aircruiser z 1938 roku, Martin AM Mauler (z klapami połączonymi z dive brakes), Grumman J2F Duck, Aero Spacelines Mini Guppy (zmodyfikowany Boeing 377, używany przez producenta Erickson Air Crane; na zdjęciu), Kaman HTK (na zdjęciu), ERCO Ercoupe (samolot bez pedałów steru kierunku, „odporny na korkociągi”; na zdjęciu) oraz…
… polski MiG-17F/Lim-6. Właścicielami jest para z Newberg, Oregon. Samolot był wyprodukowany w Polsce w 1961. Polskie władze nie chciały ujawnić gdzie stacjonował oraz w jakich misjach uczestniczył, a strony z logbooka z lat 1965-1968 zostały usunięte.
Zainteresowanym pozostałymi eksponatami polecam ten krótki film (nie mojego autorstwa):
Po zwiedzaniu muzeum udaliśmy się do właściwego celu naszej wycieczki, czyli Tillamook Cheese Factory. Przed wejściem stoi pomniejszona replika żaglowca Morning Star, który służył do transportu masła i sera z Tillamooka do Portland i Astorii.
Szczerze mówiąc fabryką byliśmy trochę zawiedzeni. Zza szyb niewiele było widać i w zasadzie jedyny powód żeby odwiedzić to miejsce to żeby najeść się serem z degustacji. Oczywiście jest też sklepik gdzie można kupić miejscowe wyroby i nawet skusiłem się na Squeaky Cheese, czyli świeży ser skrzypiący w zębach, trochę podobny do oscypka. Na koniec zafundowaliśmy sobie po jednej gałce lodów z Tillamooka – jedna gałka tutaj to jak conajmniej trzy w Polsce…
Czy to już koniec wycieczki? Słońce wciąż jeszcze całkiem nie zaszło i wpadłem na pomysł żeby podjechać te 10 dodatkowych mil i dotknąć wody w Pacyfiku (tak, jest słona). Na pewno wrócimy tu w lecie, gdy temperatura będzie wyższa niż 2°C.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze na obiad w przydrożnej knajpce, na kompletnym odludzi, i chyba po raz pierwszy zjadłem normalne, domowe jedzenie w amerykańskiej restauracji. A na deser marionberry pie. Mmmm!
a gdzie zdjęcie koleżanki?
kolzanki… :D mhm :D
jak deser tak wyglada… to naprawde :D
http://t2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTZFFcoT2rymNbn3u2BX7r84PXfhIQRdRRAzWOTsteCibi3er6rK2iqykZYXQ
No właśnie, pochwal się koleżanką :)
Wycieczka w takim razie udana, choć patrząc na zdjęcie z wybrzeża to pogoda nie była chyba rewelacyjna [za to sery pewnie bardziej zjadliwe:) ]. Ale co tam – taka pora roku… Ten MiG wygląda na „igłę”, jednak nie odważyłbym się tym polecieć. Nie ukrywam, że wirtualnie chciałem pokręcić się w okolicy Olinger Strip, ale okazało się, że szczegółowość terenu w moim FS jest w tamtej okolicy baaaardzo licha. Ale to kwestia czasu – spróbuję powalczyć z TileProxy i wyciągnąć z niego coś więcej. Co do deseru – ja mam słabość do chicken & mushroom pies :) Pozdrowionka z Beskidów ! [dla koleżanki również, ale po cichu, bo mogę wałkiem od żony zaliczyć :) ]
O, super, mozna wejsc do hangaru! Muzeum Moffet Field przeniesli do takiego baraczku obok, bo w hangarze grozi azbest…
Fajna relacja, dzięki:)
Podejrzewam, że przy Air Museum jest jakiś pas startowy, może da radę wybrać się tam na skrzydłach?
Tak, sa nawet dwa pasy, calkiem cywilizowane lotnisko (TMK).
@Orpheo: zobacz tutaj:
http://forums.vatsim.net/viewtopic.php?f=67&t=56230
Sceneria HIO jest rewelacyjna, nawet moj samochod widac :p Za to musial byc niezwykle dobry dzien, bo ani jednego samolotu na szkolnej rampie nie ma. No i pas przemalowali na 31/13 kilka miesiecy temu.
@twk: duzo osob przylatuje do muzeum i knajpki, tez mialem taki plan ale akurat pogoda nie byla za dobra. Raz prawie ladowalem w TMK, ale w czasie podejscia (wciaz w chmurze) dostalismy GPS RAIM failure i musielismy zrobic missed approach.
Niestety – nie mogę namierzyć tej scenerii… Za to udało się dograć tileproxy z mapami Bing i scenerię jako taką mam. Tak więc „Ziomalu” :) dziś lot po jakiejś prostej trasie VFR. Wybieram się do Tillamook, jako punkty nawigacyjne wybierając jeziora w tej okolicy Henry Hagg Lake, Barney Resevoir i Skookum Lake. Pewnie złamię jakoweś przepisy VFR tam obowiązujące, ale wybieram prosta trasę dla rozpoznania terenu. Zapraszam Cię do zerknięcia na bloga przy chwili czasu.
Michale – chciałbym prosić o pomoc. Mógłbyś powiedzieć mi w jaki sposób na podstawie map rozpoznać czy na danym lotnisku obowiązuje prawy czy lewy krąg ?
Standardowo obowiązuje lewy. Jeśli na którymś pasie ustanowiony jest prawy, to na mapie widnieje symbol „RP xx” w czwartej linijce opisu lotniska. Np. Hillsboro ma „RP 2, 30”, czyli right pattern obowiązuje na pasach 2 oraz 31 (bo 30 już zamalowano, tylko mapa stara).
Druga metoda: jak na Skyvectorze klikniesz w lotnisko, to otworzy Ci się strona ze szczegółami. W lewej kolumnie na górze masz wycinek z AF/D (Airport/Facility Directory). Jeśli przy którymś pasie napisane jest „Rgt tfc.” to obowiązuje prawy krąg.
Dziękuję bardzo za podpowiedź i pomoc. Postaram się nie przeszkadzać za bardzo moimi pytaniami.
Ależ nie przeszkadzasz, możesz pytać do woli: tu, u siebie, albo prywatnie na maila.