Dzień 35 – pierwsza samodzielna prawdziwa podróż

W komentarzu do mojej pierwszej „samotnej” trasy Akira napisał że podczas trzygodzinnego szkolnego lotu człowiek czuje się jakby licencję miał już w kieszeni. W 100% się z tym zgadzam! Najpierw sami przygotowujemy sobie samolot, jego dokumenty, zabieramy nawet kopię badań lekarskich i wyruszamy w prawdziwą podróż. Co prawda trasa nie jest całkiem obca, bo po pierwsze mimo wszystko lepiej żeby uczeń kojarzył już lotniska na których będzie lądował, a po drugie trudno po tylu godzinach szkolenia odkryć coś nowego, szczególnie jeśli od południa i zachodu jest Czeska Republika, a od północy i północnego-wschodu CTRy Pyrzowic i Balic. Nie znaczy to jednak, że takie latanie jest nudne! Wręcz przeciwnie, za każdym razem odkywa się coś nowego, poza tym poruszając się w rejonie pól uprawnych i mało charakterystycznych lasów i tak nie sposób nawigować z pamięci. Zatem, od śmigła!

Pierwszy odcinek trasy jest, dosłownie, prosty. Z Kaniowa do Kielc-Masłowa. Na dowód poniższa mapa.

Mapa przelotu VFR z Kaniowa do Kielc

Jak widać najpierw trzeba się przebić między strefami Oświęcimia i Bierunia, ale to już nie jest dla mnie problem. Następnie tnę autostradę mijając Chrzanów i Trzebinię i zaglądam do kominów niedaleko Bukowna.

Elektrownia Bukowno

Lecę dalej i moim oczom ukazuje się kolejny bardzo charakterystyczny punkt w tej okolicy – Olkusz i osiedle z niebieskimi dachami.

Olkusz widziany z lotu ptaka, osiedle z niebieskimi dachami

Sprawdzam poprawność wskazań żyroskopowego wskaźnika kursu z „pijaną” busolą, mijam ostatnią oazę urbanizacji (Wolbrom) i wkraczam w typowe świętokrzyskie krajobrazy.

Świętokrzyski krajobraz widziany z samolotu

Na szczęście z pomocą w nawigacji przychodzi nasz dobry koleżka VOR w Jędrzejowie, którego kilkanaście minut później pozdrawiam. Wcześniej dwukrotnie pytam na 119,275 czy jest jakiś ruch w tej okolicy – „dziś czysto”.

Radiolatarnia VOR w Jędrzejowie (JED)

Na przyrządzie który pokazuje wskazania w oparciu o sygnał z tej radiolatarni obserwuję zgodnie z oczekiwaniami jak strzałka (zwana też flagą) zmienia swoją pozycję z TO na FROM, po czym kontunuuję z tym samym radialem moją podróż w kierunku Kielc. Na efekty długo nie trzeba czekać, w końcu poruszam się z prędkością w przybliżeniu równą 185 km/h.

Widok na Kielce z lotu ptaka

Sprawdzam co tam u piłkarzy z Korony i zmieniam częstotliwość na 122,2 czy Masłów Radio. Plan jest taki, żeby odchylić się trochę w prawo od zaplanowanej trasy, po czym wykonać nawrót w lewo, przelecieć nad pasem na wysokości kręgu i kontynuować z nowym kursem. Niestety okazuje się, że na lotnisku intensywnie latają więc muszę zadowolić się wejściem do pozycji z wiatrem do pasa 11 i odlotem z trzeciego zakrętu. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie zrobił zdjęcia!

Lotnisko Kielce-Masłów

Opuszczając ATZ Masłowa wracam na Kraków Info i podziwiam przez chwilę fantazję PRLowskich urbanistów…

Osiedle w Kielcach widziane z lotu ptaka

…a następnie rozpoczynam drugi odcinek mojej trasy.

Mapa przelotu VFR z Kielc do Częstochowy

Tu już niestety nie jest tak różowo. Trzeba trzymać kurs i nerwowo spoglądać na ziemię w poszukiwaniu skrzyżowań wiejskich dróg czy cieków wodnych w celu uspokojenia się że mniej-więcej wiemy jaka jest nasza pozycja gdyby przypadkiem ktoś nas przez radio o to zapytał.

Widoki tu niestety marne, więc zdjęć nie ma. W słuchawkach też cisza, poza moim podśpiewywaniem sobie od czasu do czasu, wyłapywanym przez pokładowy intercom (heh, dobrze że w tych samolotach nie ma rejestratorów!). Spokój przerywa meldunek Marka w naszej drugiej Cessnie (SP-AIO), który wystartował właśnie z Kamienia Śląskiego i wraca do bazy. Miło w tej samotności usłyszeć znajomy głos. W końcu pojawia się na horyzoncie jakieś większe miasto, istnieje więc duże prawdopodobieństwo że jest to Radomsko. Patrzę w prawo, jest góra Kamieńsk. No to dobrze, odbijam w lewo i powoli zaczynam kombinować jak tu ugryźć lądowanie w Częstochowie. Przechodzę na częstotliwość Rudnik(ów?) i pierwsze co słyszę to że od południa też zbliża się jakiś samolot. Nie będę robił wyścigów i zwalniam trochę żeby dać mu wylądować pierwszemu. Robię coś co w mojej wyobraźni przypomina pół kręgu, ląduję na betonowym pasie i kołuję pod hangar. Pół godziny przerwy na lunch, pięczątka w dzienniczku i lecę dalej.

Mapa przelotu VFR z Częstochowy do Gliwic

Po starcie kurs 272 i od razu widać Kłobuck. Poźniej wielki las po lewej stronie kreski też jest łatwy do wychwycenia i wystarczy lecieć po jego prawej krawędzi. W końcu zbliżam się do do granicy FIS Kraków, żegnam się i nastawiam częstotliwość Poznań Info. Tu z kolei cały czas ktoś nawija, a moje próby skorzystania z kilkusekundowych momentów ciszy kończą się fiaskiem. W związku z tym czekam cierpliwie aż wszyscy pójdą na obiad i robię zdjęcie Kluczborkowi.

Kluczbork widziany z lotu ptaka

W końcu udaje mi się nawiązać dwukierunkową łączność i co ciekawe zostaję zidentyfikowany na radarze. Ciekawe w tym jest to, że jeszcze chwilę wcześniej FIS Kraków mnie nie widział (jak z resztą przez większość moich lotów na 2000 ft). Lecę sobie wobec tego spokojnie dalej i w ten sposób spotykam się z Odrą, która niestety kolorem wody nie zachęca do częstych kąpieli. Z drugiej strony można było podziwiać przykład tradycyjnego transportu – spław węgla rzeką.

Spław węgla - barka na Odrze widziana z lotu ptaka

Nad miastem Brzeg robię nawrotkę i lecę przez chwilę równolegle do Odry. Mimo, że to Dolny ale też Śląsk, więc i kominów nie brakuje. Z serii polskie reaktory atomowe:

Elektrownia na Dolnym Śląsku

Wiadomo jednak, że w przyrodzie musi występować równowaga (także krajobrazowa), dlatego na lokalizację tego wspaniałego obiektu przemysłowego wybrano sąsiedztwo jeziora Turawskiego

Jezioro Turawskie

… gdzie w lecie nie brakuje plażowiczów, zapewne z pobliskiego Opola.

Plaża na Jeziorze Turawskim widziana z lotu ptaka

Dalej Ozimiek, znów próbuję się wciąć w pogaduszki na Poznań Info i się pożeganać, ale niestety mi się to nie udaje, w związku z czym witam się ponownie ze znajomymi głosami FIS Kraków. Teraz znów wkraczam w znajome rejony, Strzelce Opolskie, jezioro Dierżno i obmyślam lądowanie w Gliwicach. Ponieważ wieje wschodni wiatr, więc lądowanie powinno odbywać się na kierunku 09. Szybki kontakt przez radio potwierdził moje przypuszczenia, pomyślałem więc że może wyląduję sobie z prostej, ale mój pomysł spotkał się jednak z poleceniem „w krąg nad znaki”. Okej, niech tak będzie. W powietrzu dwa szybowce, trzeci zaraz za mną wyciąga Wilga. Zgłaszam pozycję z wiatrem, redukuję prędkość i dostaję jedynkę do lądowania, która krótko później zamienia się w dwójkę bo jednemu z szybowników najwyraźniej znudziło się latanie na bezchmurnym niebie. Wydłużam „z wiatrem”, widzę że przeciwnik wylądował, no to trzeci zakręt, klapy, czwarty. Powoli się zniżam, powoli, bo szybowiec stoi na środku pasa i najwyraźniej nie ma zamaru się z tamtąd prędko usunąć. Powtórnie zgłaszam prostą, co mobilizuje „kwadrat” do zrobienia porządku. Trochę jednak za późno i muszę ratować się ostrym ześlizgiem na pełnych klapach, a takiej sytuacji staram się raczej unikać (zgodnie z plakietką w kokpicie – „Avoid slips with flaps extended”). Lądowanie udane, kołuję do kwadratu, przerwa, pieczątka w dzienniczku i do domu. Z racji wiatru lądowanie w Kaniowie na pasie 13 (czyli tym krótszym, z nad drutów) czego nie ćwiczyłem od… dawna. Nad Pszczyną długa prosta i ostatnie zdjęcie z tego lotu. Było wspaniale!

Pas startowy lotniska w Kaniowie widziany "z prostej" na kierunku 13

Skrót do egzaminu ->

5 komentarzy do wpisu “Dzień 35 – pierwsza samodzielna prawdziwa podróż

  1. Świetnie się czyta tego bloga. Jestem szalenie ciekaw czy nie odczuwasz lekkiego poddenerwowania podczas przelotu nad tak wielce zurbanizowanymi miastami jak Kielce czy Kraków? W końcu nic nie daje 100% pewności działania. Powodzenia w dalszych etapach szkolenia.

  2. Dzięki i świetna uwaga!

    Oczywiście że ryzyko awarii silnika zawsze istnieje, a z wysokości 300 metrów nad terenem Cessna może przelecieć przy idealnych warunkach niewiele ponad 2 km… Dlatego nad miastami się nie lata – a konkretnie nad gęstą zabudową. Tego wymaga po pierwsze prawo lotnicze, a po drugie zdrowy rozsądek. Te zdjęcia które zamieszczam powyżej są wykonane z nad terenów mniej zabudowanych, czyli poza granicami miasta (może nie administracyjnie, ale z praktycznego punktu widzenia). Czasami jednak ustytuowanie lotniska wymaga przelotu nad blokami – patrz Kraków Balice, Katowice Muchowiec czy Bielsko-Biała. Wtedy tylko człowiek się modli żeby wszystko było OK, przy lądowaniu jest mniejszy strach bo ma się pewien zapas wysokości, najgorzej jest przy starcie w kierunku gęstej zabudowy. Podobnie sytuacja ma się z lasami – osobiście kiedy wlatuję nad jakiś większy zadrzewiony teren zawsze najpierw sprawdzam przyrządy silnikowe, ustawiam wcześniej dźwignię mieszanki paliwa i nie „bawię” się nią później. Wszystko po to, żeby w krytycznej sytuacji móc jednak przyziemić w marchewkę albo ziemniaki, a w ostateczności pszenicę.

  3. Co do jeziora turawskiego – jest to sztuczny zbiornik na rzece Mała Panew. W sezonie niestety nikt tam się nie kąpie z jednego powodu – całe jezioro kwitnie. Smród jest niemiłosierny, do tego całe jezioro jest zielone.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *