Day 89 – pieski małe dwa…

Minęło kilka kolejnych dni, zdobyłem się wreszcie na rozpakowanie walizek i wracam do odkrywania nowych food cartów, np. Tabor, gdzie nasi bracia czescy sprzedają np. gulasz z knedlikami. Powoli też przyzwyczajam się na nowo do wszechobecności Starbucksa, co z pewnością nie sprzyja mojemu nadciśnieniu… Podobnie z resztą jak alarm przeciwpożarowy, który kilka dni temu włączył się w naszym budynku o 2 w nocy. Przez chwilę zastanawiałem się czy w ogóle wstawać z łóżka, ale syrena w mojej sypialni jest tak głośna, że w końcu się poddałem. Wizja zimnego prysznica ze sprinklerów (gdyby przypadkiem odpaliły) też nie była kusząca. Ewakuowaliście się kiedyś w środku nocy? Jeśli tak, to pewnie wiecie przed jakim dylematem staje człowiek, gdy musi szybko zdecydować co ma ratować razem z soba. W moim przypadku były to: telefon, portfel, laptop i… logbook.

Alarm był fałszywy, jak to określili sąsiedzi: „pewnie znów ktoś przypalił popcorn”. Z resztą ewakuowało się jakieś 50-60 osób z ok. 250 mieszkających w budynku. Głównie pofatygowali się ci, którzy mają jakieś zwierzęta – najwyraźniej musiały świrować przy dźwięku syren. Na polu było zimno, więc większość schowała się we front lobby, gdzie mamy kominek. Przyjechali strażacy, wyłączyli alarm i wszyscy wrócili do swoich łóżek. Woda z sufitu na szczęście nie popłynęła.

A tak a propos zwierząt. Może niektórzy z Was pamiętają, że moja współlokatorka musiała oddać swoje psy mamie, gdyż nie są one dozwolone w naszym budynku, chyba że są to „companion dogs”. Lacey nie dała jednak za wygraną, poszła do pierwszego lepszego lekarza i powiedziała że jest bardzo smutna bez swoich zwierzaków. Pani doktor bez gadania wypisała „receptę” na psy i tak oto biegają po mieszkaniu dwa małe szczurki :)

Dwa małe pieski

Przez te ostatnie kilka dni udało mi się także zaplanować progress check. Pech chciał, że wieczór wcześniej wpadła do nas koleżanka mojej roommate i bardzo chciało jej się pić. Początkowo mocno się opierałem, no ale powiedzmy sobie szczerze, jaka jest szansa że następnego dnia pogoda okaże się wystarczająco dobra? A poza tym check dopiero o 3 pm… Damn, gdzie moja silna wola?

Naturalnie nazajutrz jedyne po co pojawiłem się w Hillsboro, to żeby reschedule’ować lot (z powodu pogody, nie kaca :) ). Dzień nie okazał się jednak taki zły, bo ze świątecznych wakacji wrócili już David i Nicola, których spotkałem w szkole. Wpadłem do nich pod wieczór do mieszkania, a później wybraliśmy się z Thorstenem na sushi. Szkoda, że zapomniałem jak się używa pałeczek i kiedy reszta kończyła pałaszować czwarty talerzyk, ja dopiero zaczynałem pierwszy. Następnym razem poproszę wcześniej któregoś Chińczyka ze szkoły o korepetycje. Fajnie było jednak spotkać się ze znajomymi i pośmiać wspólnie z Amerykanów. Mam nadzieję, że będzie coraz więcej takich okazji.

7 komentarzy do wpisu “Day 89 – pieski małe dwa…

  1. No no, spokojnie :)

    Latam i właśnie dlatego nie mam czasu pisać, ale obiecuje się poprawić w najbliższych dniach (tzn. od jutra)!

    A psy to właśnie takie miniaturki, bo one muszą być „cute”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *