Day 84 – łóżko

Podróż z lotniska do mieszkania była dość skomplikowana, ponieważ najpierw musiałem udać się dwoma pociągami do Hillsboro, gdzie stał mój samochód (z tak istotnymi rzeczami, jak śpiwór czy ręcznik). Z powodu opóźnienia, ostatecznie dotarłem do mieszkania przed 1 w nocy. Pasuje położyć się spać, bo za 12 godzin mam zaplanowany lot (oczywiście musi być jeszcze pogoda, a na to się nie zanosi). Szkoda, że za moje łóżko będzie dziś robiła podłoga. Nie mam nawet światła w pokoju, bo amerykanie z jakiś powodów nie zawsze montują lampę na suficie, trzeba mieć swoją wpiętą do gniazka. No ale przynajmniej mam latarkę…

Następnego dnia lot oczywiście odwołany, ale trochę mi to na rękę, bo moim priorytetem jest w tym momencie znalezienie czegoś do spania. Na Craigslist łóżek jest sporo, trzeba się tylko zdecydować na jakiś rozmiar. Układam ze skrawków papieru kształt przyszłego łóżka i decyduję, że queen size to zbyt duży grat. Full size (137 cm) będzie za to idealny. Jak na złość, są takie tylko dwa, z czego jeden już sprzedany. Drugi wygląda OK, materac jest dobrej firmy, kosztuje tylko $70. Jadę. Płacę połowę ceny i obiecuję wrócić jutro jak tylko uda mi się zorganizować transport. Na razie jedyna opcja to wypożyczenie ciężarówki z UHAUL, co kosztuje $20 + $0.70 za milę. Niestety łóżko jest dość daleko i w sumie wyszłoby to jakieś $40. Trochę absurd, prawda?

Jest tańsza możliwość, ale o tym za chwilę. Najpierw wycieczka do IKEA po resztę mebli. Patrzyłem wcześniej na Craigslist i raczej nie znajdę niczego używanego taniej, a już na pewno doliczając koszty dojazdów (nawet moim samochodem). Od Szweda wyjeżdżam z małym biurkiem za $20 (made in Poland), regałem na książki za $20, dużą lampą za $7 i krzesłem obrotowym za $15. Do tego kilka pierdół w stylu pudełka czy zestaw garnków za $10. I wiecie co? Dochodzę do wniosku, że te produkty w 100% spełniają swoje zadania.

Po drodze musiałem się też zaopatrzyć w sześciopak piwa (europejskiego oczywiście), bo jak wiadomo meble z IKEA trzeba sobie jeszcze złożyć, a moje narzędzia są bardzo prymitywne i potrzebują odpowiedniego paliwa. 3 godziny później miałem już wszystko gotowe i brakowało mi już tylko łóżka.

Przyszedł poniedziałek i mogłem wreszcie zacząć działać z transportem. Postanowiłem zostać członkiem ZIPCARa, czyli czegoś w rodzaju wypożyczalni samochodów, ale nie do końca. Polega to na tym, że każdy członek posiada kartę zbliżeniową, która służy do otwierania i zamykania drzwi pojazdu (przykłada się ją do przedniej szyby). Samochody stoją w kilkudziesięciu miejscach, zwykle po 2 lub 3, także zawsze ma się blisko przynajmniej na kilka parkingów. Jest wiele modeli do wyboru, w zależności od potrzeb konkretnej misji – są hybrydowe Priusy i Hondy Civic, są Mini, kabriolety, vany, hatchbacki, sedany, BMW, Subaru Impreza czy, co istotne w moim wypadku, Toyota Tacoma Pickup. Kiedy już ma się kartę wystarczy zarezerwować (telefonicznie, przez internet albo aplikację w komórce) dany samochód na interesujący okres czasu. Płaci się za każde pół godziny, ew. powyżej chyba 8h jest stawka dzienna. Najtańsze są hybrydy, $7/h, najdroższy jest pickup i kosztuje $11.50/h. Teraz najlepsze – w cenie jest paliwo i ubezpieczenie, jednym słowem o nic nie musimy się martwić (jedynie ew. o mandaty). Gdy mamy już rezerwację wystarczy o danej godzinie podejść do samochodu, przyłożyć portfel z kartą i voila, otwarte, a kluczyki są praktycznie w stacyjce.

Problem polega na tym, że aby zostać członkiem trzeba mieć amerykańskie prawo jazdy minimum rok. Jest furtka dla posiadaczy obcych papierków, ale niezbędne jest (w przypadku Polski) zaświadczenie z policji o braku wykroczeń, wraz z tłumaczeniem. Na szczęście wiedziałem już o tym wcześniej i taki świstek przywiozłem ze sobą. Teraz wystarczyło udać się do lokalnego biura ZIPCARa w downtown Portland.

Kartę otrzymałem od ręki, ale akceptacja przyszła mailem dopiero o 8:30 pm. Napisałem smsa do poprzedniej właścicielki łóżka czy mogę wpaść za jakąś godzinę, ale odpowiedziała że będzie się wtedy kładła spać, bo jutro rano wstaje wcześnie do pracy. Cóż, kolejna noc spędzona na podłodze… Mogę jednak przejechać się w tym czasie po sklepach i nabyć komplet pościeli z nadzieją, że jutro się uda.

Następnego wieczora zarezerowałem sobie ZIPCARa na 2h i pojechałem po łóżko. Oczywiście wszystko musiało być tradycyjnie przeciwko mnie i akurat tego dnia zaczął dość intensywnie padać deszcz. Fajnie było by się na nowo zakupionym sprzęcie położyć, a nie czekać kolejną dobę aż wyschnie. Zwyczajne supermarkety nie miały w sprzedaży nic co nadawałoby się do przykrycia materaca i w zasadzie już sobie odpuściłem, kiedy to kilka przecznic przed celem wyrósł przedemną BI-MART – bingo, mają folię malarską.

Dojechałem na miejsce, wrzuciłem łóżko na pakę (którą wyłożyłem wcześniej folią, żeby później zawinąć ją do góry i opakować cały ładunek) i do domu. Gdzieś w połowie drogi, na autostradzie, zorientowałem się że ciągnę za sobą 3 metry folii, która najwyraźniej nie wytrzymała prędkości 50 mph. Sytuacja powrórzyła się jeszcze dwa razy, ale ostatecznie dotarłem z cennym towarem do mieszkania. Nareszcie porządnie się wyśpię!

Łóżko na pickupie

A jak w ogóle mi się mieszka? Apartament jest całkiem przestonny. Mamy w salonie balkon i wielkie okno, z których w dobry dzień widać Mt. Hood, a w każdy inny kilka budynków w downtown, stację kolejową Union Station, mosty Steel Bridge i Broadway Bridge, Convention Center i rozdzielnię poczty (no dobra, to może nie powód do zachwytu). Mamy też w budynku siłownię (co za wygoda!) i oczywiście pralnię.

Sypialnia

Kuchnia

Pusty salon

Widok z okna na Mount Hood

Widok z okna na ulicę w Pearl District

Siłownia

Okolica jest super, końcu to słynna Pearl District. Wszelkie wygody są w zasięgu dwóch przecznic (2 minut), czyli piekarnia, Starbucks, monopolowy, przystanek darmowego Streetcara (tramwaju), dwa parki, kilka knajpek, kawiarni, supermarket… Do księgarni Powellsa mam jakieś 6 minut, a do downtown 10-12, można też podjechać Streetcarem. Tu kilka fotek na których widać jak przekształcono dzielnicę fabryk i magazynów na dzielnicę drogich mieszkań, galeri sztuki, knajp i małych lokalnych sklepików (sklep z gitarami, sklep z fortepianami, sklepy sportowe, z art. dla zwierzaków, dla dzieci…). Z dawnych biznesów pozostało tylko kilka starych serwisów samochodowych.

Pearl District w Portland, Oregon

Pearl District w Portland, Oregon

Pearl District w Portland, Oregon

Pearl District w Portland, Oregon

Pearl District w Portland, Oregon

Pearl District w Portland, Oregon

 

2 komentarzy do wpisu “Day 84 – łóżko

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *