Day 80 – New York City

Good Morning America! Śnieżyca, która miała przejść nocą okazała się być znacznie mniej intensywna niż oczekiwano. Miasto po ostatniej kompromitacji przygotowane było na najgorsze, tymczasem spadło może 15-20 cm śniegu. Publiczne szkoły są nawet otwarte, ale Olivier (mój 6-letni gospodarz) chodzi do prywatnej i ma wolne. Dlatego też wybierzemy się z Beatą na spacer po okolicy w której mieszkają, czyli Forest Hills (Queens).

Ulica Queens zima

Ulica Queens zima

Ulica Queens zima

Od razu widać, że to miasto jest kompletnie inne niż zachód, gdzie poza downtown stoją praktycznie same domki i centra handlowe. Tu mnóstwo jest ceglanych apartamentowców z połowy wieku. Czuć że jest się w mieście, a nie na suburbiach. Ludzie używają chodników, które swoją drogą są już od rana perfekcyjnie odśnieżone.

Ulice za to odśnieżaja śmieciarki. Tak jest, zwykłe śmieciary z łańcuchami na kołach i pługiem przyczepionym do przedniego zderzaka. Dzięki temu drogi są przejezdne, ale na chodnikach nie brakuje worków ze śmieciami… nieuprzatniętymi od ostatniego ataku zimy. Ciekawie też mają kierowcy parkujący po prawej stronie ulicy – żeby wyjechać muszą przyjść ze swoją łopatą i odkopać samochód.

Queens, pług - śmieciarka

Po paru minutach przecinamy Queens Blvd, czyli główną arterię dzielnicy i udajemy się na 71st Continental Ave oraz Austin Street. To okolica handlowo-restauracyjna. Mnóstwo drobnych handlarzy: tu sery z całego świata, tam owoce morze, a jeszcze indziej spożywczy ze zdrową żywnościa. Trochę jak „mała Europa”. Jest też księgarnia (ta już sieciowa) gdzie zaopatruję się w mapy Nowego Jorku i Manhattanu na jutrzejsze zwidzanie.

Dalej Beata z Olivierem prowadzą mnie na osiedle Forest Hills Gardens, wspaniałą okolicę ze starymi domami. Świeży śnieg i cisza pozwalają odczuć niemal bajkowy klimat. Niestety, ceny nieruchomości bajkowe nie są (od $1.5M w górę) i nawet kryzys niespecjalnie im zaszkodził.

Forest Hills

Forest Hills

Forest Hills

Spacer trochę nas zmęczył, więc usiedliśmy w Nick’s Pizza, podobno jednej z najlepszych nowojorskich pizzeri. I faktycznie, placek był fantastyczny, a suszone pomidory na pizzy jadłem po raz pierwszy. W drodze powrotnej wstąpiliśmy do kilku sklepów. Oliviera znają chyba wszyscy sprzedawcy w okolicy!

Wszystko fajnie, ale co z moimi bagażami? Z samego rana dzwoniłem na infolinię Continentala: jedną walizkę odnaleźli i mogę ja odebrać z lotniska, drugiej nadal szukają. Dałem im więc kilka godzin i wieczorem znów wykonałem telefon. „Pana bagaże (dwa) są właśnie na pokładzie samolotu lecącego z Chicago do Portland”. WTF? To rano były do odbioru, a nagle znalazły się w Chicago? A z reszta, w sumie to tych walizek i tak nie potrzebuję, zawsze staram się pakować zapas ubrań na dwa dni do podręcznego.

Na kolację moi gospodarze zrobili wspaniałe przegrzebki (to, jak się okazało, morskie stwory żyjace w białych muszlach wielkości połowy dłoni) panierowane w panko. Pycha! Nie wiem czy to nie będzie moje największe odkrycie tej „wycieczki”.

* * *

Następnego dnia pora zaatakować Manhattan. Beata pomoże mi tam dotrzeć i mniej więcej zorientować się co i jak. W zasadzie dojazd jest bardzo prosty, ekspresowym subway’em (jak to mawiają nowojorczycy) 20 minut i jesteśmy na środkowym Manhattanie.

Manhattan, Park Avenue

Wysiadamy przy Lexington Ave i (chyba) 47th St, przechodzimy kilka przecznic i zahaczamy o dość elegancki dom towarowy Bloomingsdale’s. Dziś zaczynają się mega super obniżki, aczkolwiek na dziale męskim specjalnie tego nie widać. Dalej spacer wzdłuż Central Parku (w zimie niezbyt atrakcyjnego) w górę wyspy. Sporo bardzo drogich butików, gdzie na zakupy fatyguja się gwiazdy i inni celebryci. Dalej skręcamy w lewo i Piątą Aleją znów wracamy w dół Manhattanu zaglądając w boczne uliczki. Po drodze nie można nie zauważyć Hotelu Plaza, na przeciwko którego jest też Apple Store. Idąc dalej odwiedzamy Rockefeller Center, Trump Tower i katedrę św. Patryka.

Manhattan

Manhattan, Hotel Plaza

Manhattan, Apple Store

Trump Plaza

Manhattan, katedra św. Patryka

W tym miejscu rozstaję się z Beatą i dalsze zwiedzanie kontunuuję sam. Ciagle pozostaję na Fifth Ave, wzdłuż której każdy centyment kwadratowy powierzchni przeznaczony jest na handel. Swój sklep ma tu chyba każda znaczaca się firma, nie brakuje też wielkich domów towarowych z Macy’s na czele.

Autor bloga na Manhattanie

Macy's na Manhattanie

Shopping na Manhattanie

Nie można być na środkowym Manhattanie i nie wyjechać na Empire State Building. Na parterze jest naturalnie Starbucks, gdzie usiadłem sobie odpoczać i poczytać w przewodniku na co zwrócić uwagę. Choć żeby zauważyć jak prostym i w sumie kiczowatym budynkiem jest ESB nie trzeba czytać przewodnika. W porównaniu np. do Chrysler Building wyglada jakby wybudowano go z wielkiej płyty. Jedynie hol wejściowy trzyma jakiś poziom. Po drodze mijam jeszcze ciekawy i dość częsty widok „kominów” pełnych pary z pękniętych manhattańskich rur.

Dymiące kominy w ulicach na Manhattanie

Empire State Building

Lobby w Empire State Building

Jakkolwiek Empire State nie byłby kiczowaty, takiego widoku jak z tarasu widokowego nie ma nigdzie indziej na świecie. Panorama (klik) jest niesamowita, szczególnie w tak piękną pogodę.

Panorama z Empire State Building

Autor bloga na tarasie widokowym Empire State Building

Widok na ulice Manhattanu z Empire State Building

Widok na dolny Manhattan z Empire State Building

Na górze przemarzłem doszczętnie, zrezygnowałem więc z szalonego pomysłu dojścia na piechotę na sam dół wyspy, a zamiast tego wsiadłem do subway’a. W zasadzie nie do końca wiedziałem po co, ale po drodze miałem chwilę na przeczytanie przewodnika i postanowiłem skorzystać z najlepszej darmowej atrakcji miasta, czyli podróży promem na Staten Island. Nie ma tam specjalnie nic ciekawego, ale trasa promu prowadzi tuż obok Statue of Liberty, która jest przecież jednym z najważniejszych symboli Nowego Jorku i Ameryki w ogóle.

Prom na Staten Island

Statua Wolności

Statua Wolności i Manhattan

Powrót na Manhattan i subway’em w górę wyspy. Powoli dochodzi godzina 5, ludzie wychodzą z pracy…

Tabliczka z kierunkami, nowojorskie metro

Pociąg nowojorskiego metra

Grajkowie w nowojorskim metrze

Była to w sam raz pora na odwiedziny na zatłoczonym Grand Central Terminal, czyli Nowy Jork Centralny.

Grand Central Terminal

Wewnątrz Grand Central Terminal

Grand Central Terminal z zewnątrz

A ponieważ w międzyczasie zrobiło się już na zewnątrz ciemno, nie mogłem odmówić sobie krótkiego wieczornego spaceru…

Chrysler Building nocą

Manhattan nocą

Posterunek policji na Times Square

… i wizyty na Time Square. Istne szaleństwo…

Panorama Times Square nocą

Autor bloga na Times SquareTime SquareZmęczony, ale zadowolony wsiadłem w subway w kierunku Forest Hills i o dziwo bez problemu dotarłem do mieszkania Beaty i Zbyszka. Znów uraczono mnie wspaniałą kolacją, za którą ponownie z tego miejsca dziękuję!

* * *

Po trzech nocach w Nowym Jorku pora niestety się pakować (dobrze, że mam tylko podręczny) i ruszać dalej. Samolot startuje dopiero o 5:30, więc mogę jeszcze kilka godzin spędzić na Manhattanie. Subway’em jadę aż na dół wyspy do tzw. Financial District. Wysiadam na stacji WTC.

Spodziewałem się w tym miejscu jakiś pomników, patriotycznycn treści, a jedyne co zastałem to wielki plac budowy. Przez chwilę nawet nie byłem pewien, czy to rzeczyście jest „ground zero”. Ale od 9/11 minęło w końcu prawie 10 lat! Dopiero okrażenie okolicy pozwala przypadkiem odnaleźć kilka „pamiatek” po dwóch wieżach, takich jak np. „Krzyż WTC”, dzwon czy zajawkę przyszłego muzeum, które właśnie buduje się na ground zero.

Nowe WTC w budowie

Krzyż WTC

Dzwon WTC

Dalej przechodzę obok Trinity Church (ciekawy jest przykościelny cmentarz) i ląduję prosto na Wall Street. W sumie to taka mała wąska uliczka, chociaż stojące po obydwu stronach gmachy sprawiają wrażenie potężnych. Ku mojemu zaskoczeniu charakterystyczny front budynku nowojorskiej giełdy nie znajduje się przy Wall, a przy Broad Street! Na skrzyżowaniu tych dwóch ulic stoi też Federal Hall, budynek w którym zaprzysiężono pierwszego prezydenta USA – George’a Washingtona.

Wall Street, budynek giełdy

Wejście do giełdy na Wall Street

Wall Street

Pomnik Waszyngtona na Wall Street

Kolejnym miejscem, które zdaniem moich gospodarzy powinienem odwiedzić jest Seaport. Jak sama nazwa wskazuje jest to stary port, w którym jeszcze do niedawna odbywał się targ rybny. Stoją tam stare statki, które można zwiedzać, a na nadbrzeżu można coś zjeść i napić się piwa. Jest też taras z leżakami (mimo mrozu w słońcu było całkiem przyjemnie) i widokiem na Brooklyn i słynny Brooklyn Bridge.

Pier 17

Seaport na Manhattanie

Widok na Brooklyn Bridge z Seaport

Chciałem nawet przejść się kawałek mostem (kawałek, bo przejście w jedną stronę zajmuje 25 minut), ale zanim dotarłem do miejsca gdzie most się zaczyna, było już trochę późno. Minąłem więc City Hall i idąc Broadway’em skręciłem na Hudson Street w rejon zwany TriBeCa, co jest skrótem od „Triangle Below Canal St”. Zupełnie inne widoki niż na dolnym i środkowym Manhattanie, niewysokie kamienice z czerwonej cegły. Ciekawa okolica. Zastanawiam się, czy dobrze by mi się tu mieszkało?

TriBeCa

TriBeCa

TriBeCa

Mój czas w Nowym Jorku powoli zbliżał się do końca, a nie mogłem przecież nie przejechać się żółtą taksówką! Przypatrzyłem się jak to robią miejscowi, stanąłem na skraju chodnika, podniosłem rękę i już siedziałem w środku. Poprosiłem na róg Broadway’u i Spring Street. Trzeba mieć nerwy podróżując taksówka po Manhattanie! Kierowcy są agresywni i ciągle na kogoś trąbią. Ale dojechaliśmy na miejsce w dwie minuty.

W nowojorskiej taksówce

Na miejsce czyli do dzielnicy SoHo (znów skrót, tym razem od „South of Houston St”). Kiedyś zapomniany rejon, dziś dzielnica artystów i ulicznego handlu. Słynna z żeliwnych fasad budynków, które były najzwyczajniej tańsze od kamiennych. I ciężko się na pierwszy rzut oka zorientować, dopóki nie postuka się w taka żeliwna kolumnę. A tak swoją drogą w ostatnim budynku, zaprojektowanym na kształt włoskiego pałacu, zamontowano pierwszą na świecie windę pasażerską (parową).

SoHo

SoHo

SoHo

Dobiega godzina 3:30 i powoli zmierzam w kierunku Canal Street, gdzie umówiłem się ze Zbyszkiem, który odwozi mnie na lotnisko w Newarku (za co znów jestem mu bardzo wdzięczny). Czas „wracać” do Portland, szkoda rozstawać się z Nowym Jorkiem, choć podróż umili mi… bilet w klasie biznes. To chyba dostałem tak na wypadek, gdyby klientowi nie spodobał się trzydniowy postój na wschodnim wybrzeżu. Nie powiem, ucieszyłem się z tego upgrade’u. Sześciogodzinny lot aż prosi się o lepsze warunki podróży. No i zaczynam się robić głodny!

Dobrze jest wchodzić do samolotu na początku, spokojnie, bez tłumów. Dobrze jest dostać coś do picia już na wstępie, oczekując aż reszta pasażerów znajdzie swoje miejsce i upcha bagaż. Dobrze jest mieć wielki wygodny fotel, szeroki podłokietnik dzielący od sąsiada i 1.5 metra na wyciagnięcie nóg (nie dość że BusinessFirst, to jeszcze pierwszy rząd czyli bulkhead).

Po zamknięciu drzwi towarzystwo rozbawił steward, który najwyraźniej miał dobry humor, bo przez PA zakomunikował:

„Zapewne zastanawiacie się jaką formę rozrywki zaoferujemy Wam podczas dzisiejszego lotu… hmm… może rozmowę z pasażerem obok? Niestety, ten samolot nie posiada żadnego pokładowego systemu rozrywki, nie będzie więc filmów, muzyki – no niczego. Życzymy przyjemnego 6-godzinnego lotu!”

Ja się tam nie martwiłem, i tak mam swoje zabawki, a poza tym patrząc po menu które właśnie nam rozdano, będę miał co robić.

Na poczatek jakieś precelki na przegrychę i oczywiście napój. Chwilę później przystawka w postaci dwóch rodzajów ryby (na pewno jedna to łosoś) z dipem, sałatki z grzankami, kulkami mozarelli i dresingiem oraz ciepłej bułeczki (do wyboru). Dalej danie główne, czyli w moim wypadku stek z polędwicy, smażone ziemniaczki polane sosem bbq, szpinak i szparagi. Do tego oczywiście wino. Na deser lody waniliowe z toppingiem do wyboru. Po tym komplecie poprosiłem jeszcze o pełna szklankę Baileysa z lodem i mogłem popijajac sobie spokojnie trochę się zdrzemnąć.

Posiłek w klasie biznes

Posiłek w klasie biznes

Posiłek w klasie biznes

Z powodu opóźnienia w Newarku, jak i mało przychylnego wiatru po drodze, dotarliśmy do Portland z godzinnym poślizgiem. Wesoły steward po dotknięci kołami pasa, znów przemówił:

„Witamy w Portland! Są dziś wśród nas wyjątkowi pasażerowie, którzy spieszą się na kolejne samoloty. O, jeden właśnie obok nas kołuje… Cóż, może niektórzy będa mieli więcej szczęścia, dlatego prosimy o pozostanie na swoich miejscach i danie spieszącym się szansy na sprawną przesiadkę. Następnym razem może trafić na Ciebie!”

Po deboardingu odebrałem swoje bagaże (dobrze, że na mnie czekały) i poszedłem na MAXa. Jak dobrze, że na zewnątrz jest +11 stopni! I powietrze ma jakiś inny zapach… Oregon!

9 komentarzy do wpisu “Day 80 – New York City

  1. No i teraz jeszcze bardziej tęsknię za Nowym Jorkiem. I w ogóle jaki on ładny w zimie, przynajmniej na zdjęciach ;)

  2. Ekstra relacja, super zdjęcia! W sam raz na popołudniową lekturę.

    Gratuluję biznes-klasy, ale mam pytanie co do taxicab. Ile zapłaciłeś za te dwie minuty? :D

  3. @tom_fed: mieszkanie super, a dalsze wpisy w drodze

    @Ryba: $5.40, ale jak dałem $6 to kierowca nawet nie fatygował się szukać reszty :)

  4. Bardzo nam sie sie podobaja twoje zaspiski i milo tez , ze wspomniales i nas. Wielkie dzieki za oregonskie przysmaki ! BZO

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *