Day 75 – aplikacja

Ostatni dzień kiedy mógłbym jeszcze zaliczyć progress check, ale oczywiście pogoda znów pokazała ile dla niej znaczę. Najlepsze jest to, że z jednego okna w mieszkaniu widać błękitne niebo, a z drugiej strony chmury sięgajace do ziemi. I tęcza. O tak, tęczę to tutaj zimowa pora widać prawie constant.

Jest za to czas na spokojnie złożenie naszych aplikacji o mieszkanie. Umówiłem się z Lacey na miejscu, ale okazało się że managerki poszły na jakieś dwugodzinne spotkanie. Zaczęło dość konkretnie padać (jak się później okazało, w wiosce niedaleko było małe tornado i zniszczyło kilkadziesiat domów), więc schowaliśmy się w samochodzie, a później tak nam się z niego nie chciało wychodzić, że przejeździliśmy ponad godzinę po mieście.

Znów była okazja żeby ze soba spokojnie pogadać, i powyjaśniać różnice i zdziwnienia kulturowe, gdyż moja współlokatorka nigdy nie była w Europie. Dla nich to naprawdę wielka sprawa tak się wybrać na Stary Kontynent.

W końcu biuro się otwarło i mogliśmy aplikować. Papierów milion! Wszystko z racji tego, że to projekt income restricted. Musiałem nawet podać moje roczne dochody od kilkuset dolarów na koncie oszczędnościowym, oprocentowanym – uwaga – 0.45%! Mam nadzieję, że nie będzie wielu błędów i poprawek i że w ogole zostaniemy zaakceptowani. Na tym etapie nie wiadomo jeszcze ile wyniesie depozyt, a że moja współlokatorka chce się wprowadzić od 1 stycznia, to zostawiłem jej czek z nieuzupełniona kwota. Tak tak, czeki sa nadal niezwykle popularnym sposobem zapłaty, a już szczególnie za takie rzeczy jak czynsz czy rachunki. I w sumie dość wygodnym.

Wracajac odwiozłem jeszcze Lacey do domu i zahaczyłem o Lloyd Center żeby zrobić ostatnie zakupy. W międzyczasie pomyliłem trochę drogę, a raczej nie zorientowałem się że dwie drogi maja ten sam numer, tyle że jedna ma dodatkowa tabliczkę „Bypass”, dlatego zwiedziłem jeszcze pół east side. Przez to w mieszkaniu byłem po 21, a oczywiście pakować się nawet nie zaczałem (samolot z samego rana).

Po przeanalizowaniu ilości mojego dobytku stwierdziłem że za nic nie zmieści się to do dwóch walizek i bagażnika samochodu. Z pomoca przyszli David i Nicola, a w zasadzie to ja do nich wpadłem. No i jak już jestem, to może to piwo co mi jeszcze zostało w lodówce byśmy skończyli? :) W efekcie wróciłem do siebie po 24 i postanowiłem jeszcze kupić bilet na styczniowy lot do USA. Bilety wyraźnie zaczęły już drożeć, więc konkurs ofert potrwał ponad godzinę…

Jeden komentarz do wpisu “Day 75 – aplikacja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *