Day 74 – police

Lot o 9 oczywiście odwołany, podjechałem więc tylko do szkoły przeschedule’ować się na jutro. W drodze powrotnej spotkała mnie ciekawa historia, bo zostałem zatrzymany przez szeryfa na motocyklu.

Policjant na motocyklu w lusterku


Kurs prawa jazdy uczy też co zrobić w sytuacji, gdy widzimy za soba „koguta”. Ręce na widoku (a najlepiej na kierownicy), otwieramy szybkę i czekamy. Szeryf podchodzi, pyta jak nam mija dzień, a następnie czy wiemy co przeskrobaliśmy. Ja kompletnie nie miałem pojęcia o co chodzi, co podejrzewam było widać po mojej minie, bo policjant od razu zaczał mi tłumaczyć mój bład. Okazało się, że skręcałem na światłach w lewo w dwupasmowa ulicę. W tym samym czasie przez przejście dla pieszych przejeżdżał na rowerze nasz Chinolek. Zatrzymałem się więc, poczekałem aż sobie chłopak spokojnie śmignie i skręciłem. Prawidłowo powininem jednak dać pieszemu minać pas w który skręcam i połowę następnego. Powaga sytuacji powstrzymała mnie przed komentarzem, że to był rowerzysta.

Szeryf poprosił mnie jedynie o prawo jazdy, zapytał jak wymawiam swoje imię (Ameryka jest tak zmeksykaniona już, że niektórzy próbuja „miguel”) oraz w jakiej firmie jestem ubezpieczony. Dowód rejestracyjny ani kwitek z ubezpieczalni go nie interesował, poszedł za to do swojego BMW, zadzwonił gdzieś, wrócił oddajac mi prawko i rzucił tylko „idź i nie grzesz więcej”. No taka policja to ja rozumiem!

A wszystko to spotkało mnie po drodze do apartamentowca The Morrison, z którego miałem wziać aplikacje i zawieźć mojej przyszłej współlokatorce, bo łatwiej wypełnić je razem. Na miejscu jednak przykra niespodzianka – ktoś wczoraj wynajał ostatnie wolne mieszkanie. Myślałem, że po prostu ktoś sobie ze mnie żartuje, bo to jest niemożliwe żeby mieć w kółko takiego pecha. Nie poddałem się jednak, bo przypomniałem sobie o jeszcze jednym budynku w dzielnicy Pearl (chyba już coś o niej pisałem). Podjechałem na miejsce, jest!, maja wolny dwupokojowy „unit”. Wszystko fajnie, cena też dobra, ale coś mnie na koniec traciło żeby zapytać o ich politykę dot. zwierzaków. „Koty tak, psy nie”. A moja przyszła roommie ma akurat dwa małe psy! Znów los śmieje mi się w nos. Stwierdziłem że i tak pojadę do mojej współlokatorki powiedzieć jej o tym osobiście, bo może warto jeszcze podtrzymać kontakt. Co prawda nie łudzę się, że jutro coś znajdę (a później wyjeżdżam), ale nigdy nic nie wiadomo…

Dziewczyna się trochę zmartwiła, pogadaliśmy chwilę i zrezygnowany wróciłem do Portland coś zjeść. W pewnym momencie dostaję od niej wiadomość, że ona jest też zmęczona poszukiwaniem mieszkania i mogła by te pieski oddać swoim rodzicom (bo i tak sa ich). Skoro tak, to… za 20 minut zamykaja biuro w tym apartamentowcu! Szybko do samochodu i po aplikacje. Później znów do przyszłej (już prawie pewnej) współlokatorki. Pogadaliśmy jeszcze z godzinę i zmęczony, ale zadowolony wróciłem do Hillsboro.

8 komentarzy do wpisu “Day 74 – police

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *