Day 61 – kolejne mieszkania

Wygląda na to, że warunki które doświadczyliśmy wczoraj utrzymają się przez najbliższe kilka dni. Powracam się do szukania mieszkania, choć powoli tracę nadzieję że uda mi się przeprowadzić przed powrotem na święta. Dobrze by było chodziaż podpisać umowę na wynajem i mieć do czego wrócić po nowym roku.

Dziś chciałem odwiedzić conajmniej dwa miejsca. Obydwa budynki są poza ścisłym downtown, ale na tyle blisko, że nie jest to odczuwalne dla nóg, za to wyraźnie lżejsze na kieszeni – nie trzeba wykupywać szalenie drogiego miejsca parkingowego.

Wspomniane kompleksy są „income restricted”, co oznacza że w jakiś sposób utrzymywane są przy wsparciu publicznych pieniędzy. Dzięki temu czynsze są niższe, ale nie każdy może takie mieszkanie wynająć. Trzeba zarabiać wystarczająco niedużo (zwykle ok. $28-35 tys. rocznie na gospodarstwo domowe) i jedna osoba nie może być full-time studentem. To czyni znalezienie odpowiedniego współlokatora jeszcze trudniejszym zadaniem, bo chciałbym mieszkać z kimś w podobym wieku, a większość takich ludzi studiuje. Zobaczyć jednak nie zaszkodzi, bo i tak nic lepszego do tej pory nie udało mi się znaleźć.

Pierwszy „blok” jest przy SW 20th i Kearney St. Szalenie tani jak na 2 sypialnie i 2 łazienki – $710. Mieszkanie jest w porządku, choć sąsiedzi mogą budzić niewielki niepokój – kilka dni temu widziałem jak jeden z lokatorów wyeksmitował czyjeś rzeczy z trzeciego piętra prosto na chodnik… Poza tym, 20-ta aleja, w dodatku przy Kearney jest już stosunkowo daleko – od Pioneer Courthouse Square jakieś 20 minut piechotą. Bez tragedi, ale drugi budynek wydaje się lepszy.

„The Morrison” znajduje się przy SW Morrison St, pomiędzy 19-tą i 20-tą. Plusy: blisko wszędzie, na granicy bezpłatnego parkowania. Minusy: dużo homelessów w okolicy, hałas ze stadionu. No i wyższy czynsz: $885. Mieszkanie jest przestronne i niektóre mają super widok, a inne wyjście na podwórko. W dodatku Brian z biura był supercierpliwy i dokładnie wytłumaczył kto może być najemcą, a kto nie.

Tu możecie sobie poklikać i zobaczyć o czym mówię. Downtown znajduje się generalnie między rzeką a I-405, na północ od SW Clay St i na południe od W Burnside St. Z kolei na północ od Burnside jest Pearl District, która kiedyś była dzielnicą magazynów, przemysłu i bocznic kolejowych – pod koniec lat 90-tych zaczęto ją zamieniać na dzielnicę knajp, galerii sztuki, sklepów, biur i bardzo drogich mieszkań w fabrykach przerobionych na lofty. Do tego warte uwagi są też dwie ulice z restauracjami, coffeeshopami i sklepami: 23-cia (nazywana czasem Trendy-third) i 21-sza, czyli taki tańszy odpowiednik 23-ciej. Północno-zachodni rejon nazywa się ogólnie Alphabet District, bo nazwy ulic zaczynają się od kolejnych liter alfabetu (licząc od W Burnside St). A więc poziomo sa litery, a pionowo liczby – super logiczne i szalenie wygode!

Dalszą część dnia spędziłem na chodzeniu po okolicy i szukaniu alternatyw, ale nic nie udało mi się tym razem znaleźć. Udałem się więc do informacji turystycznej, a nuż tam będą coś wiedzieli? Na miejscu przywitała mnie dwójka starszych wolontariuszy, którzy niezbyt pomogli mi w sprawie mieszkania, ale dali mi mnóstwo wskazówek na ciekawe spędzenie czasu w Portland i w Oregonie. Dostałem z milion mapek, ulotek, gazetek i jeszcze okazało się, że koleżanka tej wolontariuszki, Kasia, jest organizatorką świątecznego obiadu w Domu Polskim, czyli centrum lokalnej Polonii. Jeśli nie będę miał innych planów na 13 grudnia, to może się wybiorę? Przekonam się, na ile portlandzka Polonia jest podobna do opowieści o tej „czikagowskiej”.

W ramach szukania mieszkania zawędrowałem też na miejscowy uniwersytet, czyli Portland State (PSU). W jednym z budynków miała być tablica pełna ogłoszeń ludzi szukających lokatorów. W rzeczywistości na tablicy wisiała tylko jedna ulotka mieszkania, które z resztą już oglądałem 24 listopada. Pokręciłem się jednak po kampusie i muszę przyznać, że chciałbym oby moja polska uczelnia (UEK) tak wyglądała – mnóstwo miejsc, gdzie studenci mogą sobie spokojnie posiedzieć przy stolikach albo na sofach czy fotelach i pouczyć się albo pogadać ze znajomymi.

Na koniec dnia spotkałem się jeszcze z kolejną potencjalną współlokatorką. Jedna opcja więcej nie zaszkodzi, choć tak naprawdę nie znalazłem jeszcze osoby, co do której byłbym pewien że chcę z nią mieszkać. Może mam za duże wymagania?

I jeszcze mała ciekawostka. Jak w centrum miasta zrobić dzieciakom w przedszkolu podwórko? Zamiast okien wstawić na parterze ogrodzenie:

Plac zabaw na parterze budynku w Portland, Oregon

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *