Day 51 – dom z drewna

Dziś mam zaplanowany blok na 11:00. Około 10:00 błękitne niebo za oknem, super. Wychodząc z domu okazało się, że druga strona świata wygląda zupełnie inaczej. Przynajmniej sobie zjem śniadanie… Odjeżdżając z pod Subway’a z pełnym już żołądkiem natrafiłem na wspaniały przykład amerykańskiego budownictwa:

Duży budynek z drewna w USA

Ekologia na 100%. No może poza ogrzewaniem…

Poza śniadaniem mogłem też przesunąć na wcześniejszą godzinę spotkanie z kolejną potencjalną współlokatorką – Shilah. Uważny czytelnik w tym momencie zwróci pewnie uwagę, że do tej pory nie pojawił się żadny potencjalny wspołlokator płci męskiej :) Cóż, jakoś na razie zgłaszają się sami muzycy co muszą trenować grę na gitarze 24h/dobę albo „Hi, I’m a nice trans guy” (moja tolerancja ma pewne granice), poza tym wolałbym dla zachowania balansu mieszkać z jakąś dziewczyną.

W każdym razie, Shilah wydaje się konkretną osobą, bo zdecydowanie chce mieszkać w tym samym rejonie co ja. Jej dziadek pochodzi z Pragi, więc ma trochę europejskiej krwi. Jest wegetarianką, ale zapewnia że nie będzie to problemem. Piszę o tym, bo jest sporo ogłoszeń wegetarian/wegan, którzy nie godzą się na używanie  z mięsożernymi wspólnych talerzy i garnków… Jedyny problem to kwestia terminu, bo Shilah ma podpisany lease na swoje aktualne mieszkanie do końca roku, więc chciałaby się przeprowadzić pod koniec grudnia. A ja 15. wracam do Polski. Może jednak uda nam się coś wykombinować.

Shilah nie miała samochodu, a że zdecydowała się ze mną spotkać na NW 23rd Ave, abym mógł łatwo dojechać i trafić, to poczułem się do odwiezienia jej do domu w SE Portland (czyli jak łatwo sobie wyobrazić, na przeciwnym biegunie). Ja mam za to okazję zobaczyć jak wygląda ta część miasta – stare wiktoriańskie domy, a przy głównych ulicach „bezpłciowe” parterowe i jednopiętrowe budynki usługowe. Niby też wszystko można tu znaleźć, ale jednak nie jest to okolica do poruszania się pieszo.

Wracając zahaczyłem jeszcze o Pearl District (muszę kiedyś po krótce opisać poszczególne dzielnice). Wpadłem do Little Big Burger na NW 10th Ave, minimalistycznie urządzonego lokalu z 5 pozycjami w menu – hamburger, cheeseburger, frytki, vegetariański burger i… zapomniałem co. W każdym razie prostota, dobre ceny, pyszne jedzenie, szczególnie frytki z dodatkiem truffle oil! Chyba najlepsze frytki jakie kiedykolwiek jadłem. Wszystko klimatycznie zapakowe w szarą papierową torbę, a burger w aluminiowej folii. Jak nie będę mógł znaleźć pracy jako pilot, to otworzę taki lokal w Krakowie :)

Little Big Burger w Portland, Oregon

Jeden komentarz do wpisu “Day 51 – dom z drewna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *