Day 50 – grill w hangarze

Wreszcie pojawiły się jakieś warunki względnie dobre do latania. Względnie, bo na 3000 ft prognozują wiatr 40 węzłów. Jak dobrze pójdzie, to uda nam się lecieć do tyłu. Mimo, że mamy świczyć short i soft field landings, tak silny wiatr nie do końca nam się podoba. Wspomniane manewry wymagają lotu z niewielkimi prędkościami, a nagłe zmiany kierunku wiatru mogą w tej sytuacji popsuć człowiekowi dzień.

Postanowiliśmy jednak spróbować polecieć do Aurory. Trasa jest bardzo prosta i krótka, więc nie trzeba nic liczyć, wystarczy mniej więcej znać przybliżony kurs. I nie zapomnieć o 17-stopniowej deklinacji magnetycznej! Po starcie i osiągnięciu wysokosci 2500 ft (wyżej nie pozwalały chmury) zaczęliśmy czuć siłę wiatru w postaci turbulencji. Do tej pory jedyna turbulencja z jaką miałem do czynienia była spowodowana warunkami termicznymi. Teraz głównym powodem był silny ruch powietrza. Kilka razy poważnie nami trzepnęło, gdyby nie mocno zapiete pasy poobijalibyśmy głowy o sufit.

To jednak nie koniec niezbyt przyjemnych warunków do latania. W Aurorze wiatr przy ziemi 15 węzłów z podmuchami do 24. Na wysokości kręgu jeszcze więcej, mam problemy z samym wykonaniem zakrętów. W końcu ustawiamy się na prostej, a wskazówka prędkościomierza wesoło skacze z 70 na 55, a za chwilę na 85 kt. Na szczęście wiatr jest mniej więcej zgodny z kierunkiem pasa, więc da się utrzymać samolot na właściwym torze. Touch and go i drugie kółko, wcale nie jest lepiej. Boję się przechylać skrzydła o więcej niż 15 stopni, w dodatku kulka chyłomierza się jakoś dziwne zachowuje. David zakrywa mi przyrząd i mówi żebym się skoncentrował na tym co czuję i widzę na zewnątrz samolotu. Po drugim T&G odsłuchujemy ASOS (informację pogodową), który podaje „gusts 26 knots”. Udajemy że tego nie słyszeliśmy, bo szkoła pozwala 152-kami lądować przy wietrze nie większym niż 25 węzłów.

Powrót do Hillsboro znów nie za przyjemny, ale przynajmniej z wiatrem w ogon, więc byliśmy z powrotem dosłownie w kilka minut. Po tym locie wiem już w jakich warunkach nie warto zabierać pasażerów na pokład, a i samemu powinno się poważnie przemyśleć konieczność wykonania „misji”, mając do dyspozycji tak lekki samolot. Odwołaliśmy popołudniowy blok, bo nie widać było szans na poprawę, a na dodatek zaczął jeszcze padać deszcz.

Na szczęście tenże deszcz nie przeszkodził w comięsięcznym szkolnym barbeque! Po prostu stoły ze wszystkimi składnikami przeniesiono do hangaru, a na zewnątrz zostały tylko grille. Muszę przyznać, że nawet było to klimatyczne, szczególnie z King Airem w tle.

Michael przy grillu w Hillsboro Aviation

Grill dla uczniów Hillsboro Aviation w hangarze

Uczniowie w Hillsboro Aviation dobierają dodatki do hamburgerów podczas szkolnego grilla w hangarze Hillsboro Aviation

Michael i David podczas szkolnego grilla w Hillsboro Aviation

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *