Day 469 – inglisz

Kolejny tydzień nie rozpoczął się zbyt dobrze, a to za sprawą pierwszego poniedziałkowego lotu. Jeden z Tajwańczyków po prostu kompletnie mnie załamał nie rozumiejąc połowy elementów na „before takeoff checklist”. Jeśli podczas piątego lotu uczeń nie wie co oznacza słowo „flaps”, a po wskazaniu przeze mnie dźwigni klap nie ma pojęcia co z tą dźwignią zrobić, to jak ja mam przeprowadzić lekcję?

W tym momencie chciałem już tylko poprosić Ground o „taxi back to HAI”, ale doszedłem emocjonalnie do stanu, w którym było mi już wszystko jedno. Co ciekawsze, podczas tego lotu polecieliśmy do Scappoose na kilka touch and go. Trzecie lądowanie uczeń wykonał prawie bez mojej pomocy. Z pilotażem radzi sobie więc dobrze (czasem muszę to samo tłumaczyć kilka razy, ale dociera), niemniej nie ma możliwości żebym posłał go solo z tak słabą znajomością angielskiego.

Dobrze że kolejnym lotem było cross country z Danem, tym razem na północ – do Chehalis-Centralia (KCLS). Zgubiliśmy się trochę nad ośnieżonymi górami, bo uczeń pomylił St. Helens z Kelso i zbyt wcześnie zmienił kierunek lotu. Początkowo Dan nie bardzo wiedział jak się ponownie odnaleźć, ale kiedy wreszcie zmusiłem go do MYŚLENIA (zamiast recytowania wiedzy z podręcznika) wyjrzał za lewą szybę i zobaczył czwartą największą rzekę w USA (Columbię). Dalej było już bez niespodzianek. Teraz Dana czeka stage check, który będzie też oceną mojej pracy.

DSC06933.JPG

DSC06942.JPG

Popołudniu lot z Brandem, a wieczorem telefon od mojego tajwańskiego ucznia. Dzwoni żeby odwołać jutrzejszy lot, bo chce się podszkolić w angielskim. Nie do końca byłem w stanie ustalić jaki ma plan, czy chce się uczyć ten jeden dzień, czy też w ogóle zrezygnować z latania, dlatego poprosiłem go o przyjście jutro do szkoły.

Nazajutrz poszliśmy wspólnie do szkolnej administracji. Ja jestem tylko prostym instruktorem i nie do mnie należy podejmowanie bardziej skomplikowanych decyzji. Ustaliliśmy, że uczeń na razie nie będzie kontynuował latania, za to skupi się na nauce angielskiego i lekcjach teorii. Dla mnie to dobrze, bo naprawdę każda minuta w samolocie była dla mnie i dla niego stratą czasu. Żadna przyjemność uczyć kogoś kto nie rozumie co się do niego mówi. Niech się najpierw chłopak podszkoli w angielskim, choć moje skrome doświadczenie podpowiada mi, że nauka języka wymaga czasu…

I tu przestroga dla wszystkich, którzy poważnie myślą o karierze pilota. Ani matematyka, ani fizyka, czy inne dziedziny nauki nie są w tym zawodzie specjalnie istotne, ale znajomość angielskiego to absolutna podstawa! Nawet jeśli masz zamiar szkolić się w Polsce. Nikt Cię nie zatrudni jeśli nie będziesz w stanie zrozumieć prostego ATIS-u! Nie mówiąc już o podręcznikach, manualach samolotu, czy nawet rozmowie kwalifikacyjnej u zagranicznego przewoźnika.

12 komentarzy do wpisu “Day 469 – inglisz

  1. Jednak ktos tego ucznia do szkoly przyjal. To niestety pokazuje, ze w szkolach chodzi glownie o kase. A ty jak bedziesz tak uczniow uziemial i wysyal ich na kursy jezykowe to tez dlugo tam nie zabawisz… ;-)

    A szkolenie z „dlugopisu” dla swoich uczniow robiles?

  2. Faktycznie, szkoła powinna sprawdzić ucznia, ale nie jest to takie łatwe jakby się mogło wydawać. U większości uczniów angielski jest początkowo pewną barierą i sporym utrudnieniem, ale bardzo szybko po przyjeździe nabierają praktyki i pewności siebie. Wydaje mi się, że problemem raczej było to, że uczeń miał w większości kontakt z pracownikiem administracji, która też pochodzi z Tajwanu i mówi biegle po chińsku. Poza tym, z tego co zauważyłem, koleguje się wyłącznie z innymi rodakami, przez co zupełnie nie ma kontaktu z angielskim poza lekcjami czy wyprawą do McD.

    A ja nie uziemiłem ucznia, tylko uczeń sam podjął decyzję, bo widział że to do niczego nie prowadzi. Ja tam mogę z nim latać, ale jeśli on nie wykona pierwszego solo przed osiągnięciem 30 godzin, to jego szanse na zatrudnienie na Tajwanie dość drastycznie maleją.

    Co masz na myśli pisząc „szkolenie z długopisu”?

  3. Ja uwazam ze tylko dobrze o szkole swiadczy ze wysylaja ucznia do domu aby sie doksztalcal. Jakby faktycznie tak chcieli z niego tylko zdzierac to by go ladowali do samolotu na kolejne lekcje i tylko wysylali rachunki do placenia. A fakycznie z jezykiem to nigdy nie wiadomo – jedni potrafia bardzo szybko wchlonac podstawy i szybko sobie dac rade a drudzy sie zupelnie traca.

    Czy ci z Tajwanu „koleguja sie” z tymi z Chin Ludowych?

  4. @MichalJ z KOAK

    Nie do konca sie z Toba zgodze. Uczen przyjezdzajac do szkoly JUZ powinien znac angielski. Nawet jesli szkola z niego „nie zedrze” to koszty i tak dla studenta rosna. Nadal uwazam, ze ktos jednak pownien to sprawdzic najlepiej przed wyjazdem. Na swiecie jest cala masa szkol jezykowych (renomowanych jak np: Berlitz) gdzie takie testy mozna przeprowadzic.

    To jest jednak lotnictwo, ogromna odpowiedzialnosc, a nie zbieranie pomidorow i znajomosc jezyka is a must.

    @Michal Milos

    Pewnie ze mozesz. Tylko przypuszczam ze po krotkiej chwili to latanie zamieniloby sie dla ciebie w koszmar. A przeciez nie o to chodzi.
    Z dlugopisem chodzi o to ze:
    Jest to lethal weapon i student ma to zrozumiec.
    Jesli mowisz ze przejmujesz stery to uczen ma dwie mozliwosci:
    1. Albo ci je odda
    2. Albo nie. I wtedy mu wbijasz ten dlugopis np: w noge (wtedy z bolu pusci stery)
    Wiem, brzmi brutalnie ale czasami moze uratowac zycie.
    Takie sytuacje zdarzaja sie raczej sporadycznie ale… Sa ludzie i ludzie.

  5. Oczywiście, że można wymagać żeby uczeń przeszedł przez jakieś testy, ale żadna szkoła się na to nie zdecyduje, bo dla połowy uczniów będzie to dodatkowe utrudnienie (i koszty), przez co pewnie pójdą do konkurencyjnej szkoły, która testów nie wymaga. Jak ktoś decyduje się na wyjazd na studia czy szkolenie w obcym kraju, to chyba jasne dla niego jest, że musi umieć porozumiewać się w tym języku. Przykładowo, moich dwóch znajomych z HAI spędziło kilka miesiecy w USA (jeden w Chicago, drugi w Portland) na nauce angielskiego przed rozpoczęciem szkolenia.

    @MichalJ: część Tajwańczyków koleguje się z tymi z mainland China, może nie jakoś blisko, ale gadają ze sobą w szkole. Bardziej wykształceni (i trochę starsi) Tajwańczycy mają zdecydowanie bardziej niegatywny stosunek do Chin, niż 20-latkowie.

  6. z tym angielskim to sobie chyba zartujecia, prawda ???

    ta tak, jakby chcial przeplynac Kanal La Manche nie umiejac plywac.

  7. Eh, nie rozumiemy sie.

    Nie twierdze ze szkola ma robic testy. Zreszta, zeby zaczac jakokolwiek szkole (high school) albo studia w USA to musisz przedlozyc zdany egzamin z TOEFL. Niektore szkoly lotnicze, jak na przyklad Delta Academy tego tez wymagaja.

    W momeie kiedy przychodzi uczen i wsiada bez jezyka do samolotu to mamy bardzo niebezpieczna sytuacje. W lotnictwie komunikacja to podstawa. A efekty jej braku widzielismy na Teneryfie.

    Masz racje mowiac, ze jesli ktos decyduje sie na szkolenie za granica to ten jezyk musi znac. Tyle tylko, ze jesli okazuje sie ze studen jednak jezyka nie zna w stopniu przynajmniej komunikatywnym to nie pownien byc wogole wpuszczony do samolotu.

  8. OK, poruszyłeś dwie kwestie. Po pierwsze żadna niebezpieczna sytuacja nie ma miejsca jeśli uczeń nie mówi biegle po angielsku. Dopóki uczeń lata z instruktorem, może być niewidomy (bez urazy dla osób niepełnosprawnych) – co nie znaczy że kiedykolwiek poleci SOLO. Do lotu solo potrzebny jest endorsement od instruktora, który ucznia szkolił, a żaden instruktor się nie podstawi jeśli nie będzie pewien że uczeń jest się w stanie komunikować. No, może z wyjątkiem osób głuchoniemych – tak, taka osoba również może latać, tylko z pewnymi oczywistymi ograniczeniami.

    Wracając jednak do kwestii angielskiego. Przed rozpoczęciem szkolenia nasza szkoła wymaga, aby uczeń miał FAA Medical Certificate (normalnie wymagany jest przed lotem solo). Tak się składa, że lekarz wydający Medical wydaje równocześnie FAA Student Pilot Certificate. A FAR 61.83 mówi wyraźnie:
    „To be eligible for a student pilot certificate, an applicant must: (…) Be able to read, speak, write, and understand the English language.”
    To, że jakiś lekarz na Tajwanie odwala fuszerkę i wydaje Medicale/Student Cert. w niezgodzie z przepisami to już niestety sprawa wewnętrzna FAA.

    Na koniec jedna uwaga na temat tego konkretnego uczenia. W mojej ocenie jestem go w stanie spokojnie nauczyć latać i w miarę sprawnie komunikować się przez radio. Może potrwa to trochę dłużej niż normalnie, ale jest możliwe. Jednak większym problemem będzie dla niego zaliczenie stage checków i ustnej części egzaminu FAA, bo tam nie wystarczy znać 100 słów z lotniczej frazeologii, tylko trzeba umieć opowiedzieć o pogodzie, aerodynamice, systemach, itd.

  9. @Texas: Jak koszta rosna dla studenta – to jego sprawa, to jest po czesci odpowiedzialnosc samego studenta aby byl odpowiednio jezykowo przygotowany. Jak nie jest – bedzie go to kosztowac wiecej, to jest normalka, nie wiem jak to rozwiazac ale napewno nie metoda dodatkowej biurokracji. Dla mnie to kwestia osobistej odpowiedzialnosci, w koncu cale (ryzykowne) latanie jest niczym innym jak skrajnym przykladem odpowiedzialnosci osobistej.

  10. @Texas
    „jesli okazuje sie ze studen jednak jezyka nie zna w stopniu przynajmniej komunikatywnym to nie pownien byc wogole wpuszczony do samolotu.”

    DOKLADNIE TAK. Dla mnie jest to oczywista oczywistosc.

    @Michal
    To co napisal „lekarz z Taiwanu” to jedno, a to co Ty widzisz naocznie w kokpicie to drugie.
    (IMHO) Jesli widzisz, ze gosc nie bangla po angielsku, to:
    – raport do szkoly _oraz_ FAA
    – natychmiastowy wykop ucznia z kokpitu.

    PS:
    Byc moze troszeczke za ostro podchodze do tematu,
    ale ostatnio troszke czytam o wypadkach lotniczych
    i noz sie w kieszeni otwiera

  11. Napewno FAA nie jest zaintersowana raportami ze jakis student ma braki w angielskim. A swoja droga jak nieodskonale sa wszelakie sprawdziany jezykowe i jak latwo sie przez nie przeslizgnac (nawet w wysoco zbiurokratyzowanej Europie) ze nawet okazuje sie ze piloci liniowi nie znaja go dostatecznie – chociazby tych dwoch z 737 Heliosa.

  12. @Michal z KOAK
    „Napewno FAA nie jest zaintersowana raportami”

    Na pewno FAA _jest_ zainteresowana informacja, ze certyfikowany przez FAA lekarz ‚daje ciala’.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *