Day 46 – strzyżenie

Jeszcze tylko ksero paszportu, prawa jazdy, logbooka i można siadać przed komputerem. Zaczynamy egzamin. System trzy razy chce żebym potwierdził swoje dane osobowe i wreszcie losuje dla mnie 60 pytań. Czas jest teoretycznie ograniczony, ale wszyscy mówią że mogę siedzieć pół dnia. Do każdej zagadki 3 możliwe odpowiedzi i oczywiście tylko jedna poprawna. Próg zdawalności: 70%. Przy testach w Europie, FAA to śmiech.

Do tego miłym ułatwieniem jest zestaw kalkulatorów dostępnych bezpośrednio w systemie. Potrzebujesz policzyć ile zajmie Ci dany odcinek trasy? No problem, podaj TAS, track, kierunek i siłę wiatru – voila. Dostajesz kurs i ground speed z dokładnością do 5 liczb po przecinku. Nie żebym nie umiał tego zrobić na manualnym „komputerku”-suwaku, ale po co ryzykować pomyłkę?

45 minut i po sprawie, mimo sprawdzania dwa razy czy nigdzie nie zaznaczyłem jakieś głupoty. Score: 95%. Nie jest źle, na pewno się nie ośmieszyłem, ale zawsze mogło być lepiej. Dostaję wydrukowany wynik z wielkim napisem „Do not loose this report”. Zgubisz – czekasz 6 tygodni na duplikat.

W Pilot’s Lounge spotkałem Davida, ucieszył się że skończyłem przed czasem, bo mamy o 3 pm zaplanowany lot. Pogoda? Tu nie można być wybrednym. Instruktor chce, żebym decyzję „go – no go” podjął ja. To dobrze, bo to ważna umiejętność. Stawką jest realna suma pieniędzy, którą będzie mnie kosztował przedwcześnie zakończony przez pogodę lot – nie wystarczy tylko znalaźć się w powietrzu, trzeba jeszcze zakończyć zadania przewidziane na daną lekcję.

David poszedł skończyć ground z innym uczniem, a ja przygotowuję Flight Manifest i przeglądam dostepne zasoby pogodowe. 30 węzłów wiatru na 3000 ft. Słyszę rozmowę innego instruktora z jego studentem: „a gdybyś miał taką pogodę na egzaminie? – to bym go przesunął – dobrze… a gdybyś uciekał ze skrzynią diamentów z jakiegoś afrykańskiego kraju? – to bym poleciał – i to jest właśnie podejmowanie dobrej decyzji”. Tu diamenty to tylko w supermarketach (serio!), ale mimo to wysyłam Davidowi SMSa: let’s go.

Dziś lot bardzo krótki, lecimy ponownie do West Practice, żebym miał okazję zobaczyć to co ostatnio schowane było pod mgłą. A więc Forest Grove, Banks, turning tree (samotne drzewo na środku pola, w połowie drogi między tymi dwoma miastami), Gastron. Wiatr faktycznie daje o sobie znać, co oprócz konieczności wprowadzania poprawki w kursie i leceniu „bokiem” oznacza także niezbyt przyjemne wykonywanie zakrętów „z wiatrem”. Komunikacja idzie superpłynnie i naturalnie, za co nawet po locie dostaję pochwałę. Następnym razem do WPA wybieram się solo, po dzisiaj pewnie czuje się zarówno mój instruktor jak i ja sam.

* * *

Dziś mija dokładnie półtora miesiąca mojego pobytu w Stanach. Czemu to takie ważne? Bo 6 tygodni to zdecydowanie zbyt długo od ostatniej wizyty u fryzjera! Zrobiłem mały research w internecie, „zakładów” jest mnóstwo, ceny też zróżnicowane. Jeden z tańszych jest zaraz obok mojego osiedlowego Starbucksa, The Barbers, typowy męski fryzjer. Długa ściana z ustawionymi wzdłuż fotelami. Przy każdym telewizor z kanałem sportowym i lustro, w którym praktycznie nic nie widać, bo jest pomniejszające.

Zadnego umawiania się, klienci obsługiwani są na bieżąco. Gdyby ktoś musiał poczekać, to może sobie nabrać z maszyny popcoru i poprosić o puszkę ulubionego napoju. Ja od razu trafiam na fotel. Po wytłumaczeniu na migi ile chcę skrócić moją grzywę (bo nadal nie mogę przyzwyczaić się do tych amerykańskich jednostek) fryzjerka przystępuje do dzieła. Gadamy sobie, a co tu robię, a skąd przyjechałem itd. „A pracujesz tutaj, czy tylko się szkolisz? – Nie pracuję, bo moja wiza mi na to nie pozwala – Jak to nie pozwala? – No tak, że cudzoziemcy nie mogą legalnie pracować w USA bez specjalnego pozwolenia – Serio?”. Wolę jednak rozmawiać z moją Panią Edytką, poziom dyskusji jest nieporównywalny. Efekt strzyżenia z resztą też.

8 komentarzy do wpisu “Day 46 – strzyżenie

  1. Nie ma fotki :P Żle nie jest, ale musiałem trochę poprawić jej robotę swoimi nożyczkami w domu :)

  2. Ja chodze w US do fryzjera w Supercuts. Zawsze jak ci sie nie podoba mozesz kazac poprawic i to nie raz. Znam takich co wrecz odmowili placenia jak im wynik nie odpowiadal.

  3. Czesc,
    Mieszkam w okolicy Seattle i pracuje tutaj jako instruktor. Jak chcesz to odezwij sie na maila.
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *