Zgłoszenie na mój egzamin zostało już wysłane do lokalnego biura FAA. Niestety egzaminy instruktorskie nie są wykonywane przez zwykłych DPE, a przez specjalnych inspektorów FAA. Dobrze, bo nie trzeba za nie płacić. Źle, bo trzeba czekać i to nie wiadomo ile.
W międzyczasie dobrze zrobić sobie jeszcze lot „odświeżający”. Aurora jest dziś „Low IFR”, lecę więc na północ, do Scapposse. Ćwiczę short fields i power-offs – idą całkiem nieźle. W okolicy lata sobie paralotniarz (chyba z silnikiem). Oczywiście nie ma żadnego radia, a ja akurat chcę potrenować ground reference maneuvers, zbliżając się do jego wysokości lotu. Na szczęście wypatrzyłem go po zachodniej stronie rzeki Columbia, więc po wschodniej powiniem czuć się w miarę bezpiecznie.
Kwadrans później, wracam do Hillsboro prosto pod popołudniowe słońce. Nie widzę nic, poza tym, co widzi PCAS. Na tej samej wysokości traffic, 1.5 mili. Jadę 200 stóp w dół, na wszelki wypadek. Nad Cornelius Pass przełączam się na częstotliwość Tower i słyszę jak ktoś inny zgłasza się w tym samym miejscu. Nagle 200 stóp nade mną widzę przelatującą Cessnę. Jakbym się nie starał, pod słońce nie miałem jej szans zobaczyć. Kolejny raz się udało…
Dobrze, że masz PCASa. Ten drugi pilot nie miał pod słońce, być może by Ciebie wypatrzył we właściwym momencie. Uważaj na siebie ;) Pozdrawiam
z Tego co zrozumialem to PCAS Ci nic nie powiedzial ? dopiero po przelaczeniu na radio sie dowiedziales ze nad soba masz samolot ?
Nie nie, najpierw PCAS