Day 40 – Alex

Kolejny dzień, kiedy pogoda bawi się z nami w kotka i myszkę. Niby na moment się poprawia, żeby za chwilę znów odwołać kilka lotów. Ale to nic nowego, wiedziałem o tym od samego początku i mój długoterminowy plan jest na to przygotowany.

Popołudniu spotkałem się z Alex, którą poznałem na Craigslist szukając nowego mieszkania. Co prawda ona też jest na etapie przeprowadzki, ale może łatwiej będzie w dwie osoby znaleźć apartament, niż pojedynczo szukać kogoś z wolnym pokojem.

Cały problem z nowym mieszkaniem wziął się z tąd, że wpadłem na pomysł opuszczenia suburbalnego Hillsboro na rzecz ścisłego centrum Portland. W Hillsboro nie ma zbyt wiele atrakcji, głównie domy, biura, kilka parków i mnóstwo sieciowych „restauracji”. Całkowity brak życia po 6 pm. Jest kilka zalet, jak ogólna czystość i spokój, bliskość punktów handlowych, usługowych i oczywiście lotniska.

W Portland dokładnie odwrotnie. Dojazd do szkoły – 15 mil w jedną stronę, co prawda po przyzwoitej autostradzie, choć i ona w pewnych godzinach potrafi się zakorkować. Jest jeszcze MAX (light rail – szynobus), ale w USA transport publiczny wcale nie jest tani ($4.75/dzień lub $88/miesiąc). Apartamenty będą miały pewnie niższy standard, mniejszy metraż, starsze wyposażenie.

Plusy? Downtown jest stworzone do poruszania się pieszo. Nie zajmuje dużej powierzchni, siatka ulic jest gęsta i bardzo logiczna. Mnóstwo kawiarni, restauracji, słynnych food cartów. Ulice na których coś się dzieje, są ludzie, jest życie. Można po prostu wyjść i sobie pospacerować. A kiedy nogi się zmęczą, wskoczyć do tramwaju, zwanego tu streetcarem (darmowego w obrębie centrum).

Postanowiłem więc zaryzykować, choć tak naprawdę stawka nie jest wysoka, zawsze mogę powrócić do student housingu w Hillsboro. Plan jest więc taki: wybrać fajne miejsce za rozsądne pieniądze, z dobrym towarzystwem. To ostatnie mam już chyba z głowy, bo Alex wydaje się być bardzo w porządku – pochodzi z Oregonu, jest dwa lata młodsza ode mnie, studiuje projektowanie ubrań. Myślę, że byśmy się ze sobą dogadali. Teraz pozostaje tylko znalezienie mieszkania.

* * *

A tak swoją drogą, dziś znów przyglądałem się ptakom na naszym lotnisku. Mewy gdzieś zniknęły, za to na ich miejsce pojawiły się inne latadła. Czarne, więc łatwiej je zauważyć, i mniejsze, więc mniej groźne przy zderzeniu. Poza tym zamiast na drodze kołowania siedzą sobie spokojnie na trawie…

Czarne ptaki na lotnisku w Hillsboro, Oregon

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *