Day 4 – samochód

Od rana przegladalem Craigslist w poszukiwaniu jakis sensownym samochodow do kupienia od prywatnych wlascicieli. Wyeliminowalem calkowicie wszystkie SUVy, bo jednak paliwo tutaj wcale tanie nie jest – prawie $3 za galon moze nie brzmi zle, ale biorac pod uwage odleglosci mierzone w milach, te wszystkie amerykanskie ciezarowki sa dobre jedynie do jezdzenia miedzy domem a najblizszym centrum handlowym. Szukalem wiec czegos mniejszego, ale wciaz komfortowego, dobrze wyposazonego i w miare sprawnego technicznie, za mniej niz $4000.

W zasadzie byly tego dnia tylko dwa takie auta w okolicy. Pierwszy, biala Acura CL 3.0 z 1998 wygladal calkiem ok. Umowilem sie z wlascicielem w poludnie w centum Tigard. Drugi samochod to Lexus ES300, tez z 1998. Ralph, jego wlasciciel nie odebral telefonu, ale jeszcze go calkiem nie skreslilem.

Majac troche czasu postanowilem znow pojechac do szkoly, tym razem chcialem zalatwic badanie lekarskie i ogolnie dowiedziec sie, czy cos jeszcze musze zrobic. Okazalo sie, ze Daniela z ktora bezposrednio sie kontaktowalem „is no longer with the company”. Jej obowiazki przejela Jenifer, ktora byla na urlopie macierzynskim. Poznalem tez Marka, ktory zajmuje sie m.in. mieszkaniami (potrzebowalem klucz do skrzynki na listy), Mei i jeszcze kilka osob. Wszyscy twierdzili, ze jestem bardzo zorganizowany, no ale nie dziwie im sie jak przy mnie odebrali wiadomosc od studenta ktory dopiero ma przyjechac, ze za godzine jego pies laduje w Seattle (ktore jest 3h drogi z tad) i trzeba go odebrac! Umowilem sie Mei, ze pojedzie ze mna do lekarza po poludniu, a tymczasem wybralem sie do Tigard.

Zeby sie tam dostac musialem pojechac MAXem do Beaverton TC (Transit Center) i przesiasc sie na autobus (86 lub 88). W polowie podrozy okazalo sie, ze nie moge wsiasc do autobusu z rowerem. Przez chwile nie wiedzialem co zrobic (rower moze sie tam przydac), ale kierowca bardzo szybko wysiadl i pokazal mi jak obsluzyc bagaznik rowerowy znajdujacy sie przed autobusem. Super sprawa! Bardzo latwo i szybko wrzuca sie na to rower. Zaraz pozniej ten sam kierowca, z dlugimi siwymi wlosami i czarna chusta na glowie, zapytal tylko „where’re ya goin’, brotha?” po czym zapewnil ze zawola mnie jak bedziemy w Tigard. Tak naprawde to przed kazdym przystankiem kierowca wola gdzie jestesmy gdyby ktos chcial zglosic chec wysiadania.

Po 30 minutach w autobusie dotarlem do Tigard. Mialem jeszcze pol godziny czasu, wiec postanowilem cos zjesc. Zaraz obok zauwazylem jakis grill, za $5 jest kawal kurczaka na patyku z pieczonym ryzem i roznymi sosami (niby wszystko w stylu japonsko-hawajskim). Calkiem smaczne. Najlepsze jest jednak to, ze nawet w takiej ulicznej gastronomii mozna placic karta.

Ulica w Tigard, Oregon

Chwile po tym jak skonczylem jedzenie, zadzwonil Bruce i umowilismy miejsce gdzie podjedzie. Samochod wygladal calkiem ok, mechanicznie byl raczej w porzadku, ale z przodu dosc poobijany. Takze wnetrze bylo mocno wymeczone. Przejechalismy sie okolicy, przy okazji duzo rozmawiajac. Sprzedajacy pochodzi z Chin, przyjechal 5 lat temu, znalazl prace, dostal wize i zostal. Teraz ma dziecko i potrzebuje wiekszego auta. Na poczatku trudno go bylo zrozumiec, bo nie dosc ze mowil z azjatyckim akcentem to jeszcze strasznie sie jakal!

Mimo, ze auto bylo ok, to postanowilem jeszcze sie zastanowic i zobaczyc tego Lexusa. Ralph oddzwonil i nagral swoj adres na sekretarce. Umowilismy sie na 6 pm (powoli sie przyzwyczajam do 12-godzinnego sposobu mierzenia czasu). Wrocilem z Tigard autobusem i MAXem prosto na lotnisko. Zostawilem rower i pojechalem z Mei do lekarza. To chyba najfajniejsza osoba ze wszystkich w administracji szkoly, zawsze usmiechnieta, zabawna i bardzo pomocna.

Badanie lekarskie na pierwsza klase FAA wyglada tak. Oddac probke moczu do kubka. Waga, wzrost, cisnienie krwi. Badanie wzroku: taki specjalny mikroskop na ktorym lekarz zmienia plansze i kaze czytac. Pozniej test sluchu: lekarz cos tam szepta i trzeba powtorzyc stojac do niego tylem. Dalej rozebrac sie, przegladanie uszu, nosa, gardla i oczu (latarka). Pozniej badanie neorologiczne z uderzaniem mloteczkiem w kolana i lokcie. Na koniec wstac i przejsc do przodu i do tylu „noga za noga”. To wszystko, dziekuje, $96, do widzenia. W sumie 10 minut.

Wrocilismy do szkoly i od razu zapedalowalem na stacje MAXa, aby pojechac w kierunku Beaverton. Z przestanku przy 170-tej alei w Beaverton musialem jeszcze jechac jakes pol godziny rowerem, ale i tak dotarlem przed czasem (uwielbiam mapy w iPadzie). Lexus wygladal duzo lepiej od Acury, mimo ze mial wiekszy przebieg (200 tys. mil). Ma kilka przerysowan, ale nic co by odbieralo mu uroku. W srodku wyglada jak nowy. Po krotkiej jezdzie probnej zapytalem tylko czy zmiesci sie do bagaznika moj rower. Utargowalem $100 i wrocilem do domu juz swoim samochodem.

Lexus LS300 (1998)

Jeden komentarz do wpisu “Day 4 – samochód

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *