Day 31 – ślub

Mgła, ¼ mili widzialności. Polatane, przynajmniej dla tych którzy mają blok o 11 am, bo oczywiście popołudniu sytuacja się poprawiła. Ja za to postanowiłem się trochę odchamić i wpadłem do mojej ulubionej biblioteki poczytać magazyny. Chciałbym tu krótko wspomnieć o dwóch artykułach, które wydały mi się ciekawe.

Pierwszy znalazłem w Air&Space. Opisuje najnowszy pomysł ludzi, którzy wyskakują z samolotów w tzw. flying suits i wyglądają jak te latające wiewiórki. Otóż jeden z nich doszedł do wniosku, że to już żadna frajda tylko wyskakiwać i lecieć, on by chciał wylądować bez pomocy spadochronu! Ponieważ jednak ci latacze mają prędkości w granicach 100 mph i doskonałość tylko 3:1, nie jest to łatwe zadanie. Szczególnie dlatego, że gdyby przy próbie lądowania nie udało im się ustabilizować na ścieżce, to możliwości zarówno go-around jak i wypuszczenia spadochronu są mocno ograniczone. Zatem pomysłodawca postanowił przypatrzeć się skoczniom narciarskim i wymyślił, że wybuduje zjeżdżalnię opartą z jednej strony o 60-piętrowy budynek, która pozwoli łagodnie wylądować, a jednocześnie da trochę miejsca na ewentualne błędy. Najlepiej gdyby było to w Las Vegas, bo gdzie indziej uda się zebrać tyle widowni, żeby opłacało się wybudować lądowisko za $3M?

Drugi artykuł o tytule „How to Restore the American Dream” pochodzi z Time. Autor pokusił się o dość pesymistyczną prognozę przyszłości amerykańskiej gospodarki. Rozwój technologiczny, który umocnił w ciągu ostatnich 20 lat pozycję Ameryki jako lidera światowej gospodarki, stał sie teraz jej wrogiem. Dzięki technologii można produkować dobra tej samej jakości tak samo wydajnie w innych krajach, ba, można przenieść za granicę znaczną część sektora usług, który tworzy trzon zatrudnienia klasy średniej. Na przykład do Polski… do czasu aż też będzie za drogo i spotka nas ten sam los. Jednym z wyjść jest tworzenie miejsc pracy w sektorach innowacyjnych, gdzie inne kraje są jeszcze w tyle. Autor się martwi, że USA wydaje na badania i rozwój niecałe 3% PKB. W Polsce wydajemy 0.5% (mniej niż na wspieranie górnictwa)…

I jeszcze krótki cytat z tego artykułu, który jednak traktuję odrobinę z przymróżeniem oka:

The crucial distinction for the future, he argues, might be not between highly educated and less educated workers but between those jobs that can be done abroad and those — such as nurse or pilot — that cannot.

W bibliotece w końcu trochę zgłodniałem, więc postanowiłem kupić pizzę i zjeść ją sobie w parku, bo jakoś wizja siedzenia na przeciw mojego wspołlokatora, przykutego do komputera przy stole w kuchni, nie wydawała się kusząca. Zorganizowałem się na niewielkim murku w parku w Orenco Station, a po chwili podszedł do mnie facet w smokingu. „Siema, co tam? – A siema, pizzę sobie wcinam. – Aha, to fajnie, a ja się żenię. – Ale jak to, teraz? – No za chwile, widzisz już się rodzina na schodach zbiera. – No to gratulacje!”. Tak żeśmy sobie jeszcze chwile pogadali, kto skąd jest i czym się zajmuje i w końcu widownia zrobiła się bardziej gęsta, a pan młody się ze mną pożegnał i poszedł przed „ołtarz”. Wróciłem do samochodu i postanowiłem przyglądnąć się ślubowi. Faktycznie wszystko wyglądało jak na filmach, trwało 3-4 minuty, było „you may kiss the bride”, muzyka z głośników itd.

Ślub w parku Orenco w Hillsboro, Oregon

Wróciłem do mieszkania i zacząłem przygotowywać się do jutrzejszej wycieczki… Seattle!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *