Day 281 – pożegnanie z Alaską

Wszystko co dobre kiedyś się kończy i nie inaczej było z moimi tygodniowymi wakacjami. Początkowo zakładałem wylatać na Alasce 10 godzin, ale pogoda trochę popsuła mi ten plan. Po 5 dniach słońca przyszedł deszcz i silny wiatr, bez perspektyw na szybką poprawę. Dlatego postanowiłem zostać przy 9.2h w logbooku i zamiast siedzieć w drewnianej chatce w Moose Pass wrócić na ostanie dwa dni do Anchorage.

DSC05410.JPG

Miałem przy tym trochę szczęścia. W szkole akurat pojawił się nowy uczeń, jednak też uznał że w najbliższym czasie nie polata i zdecydował się wrócić do domu. Mógł sobie na to pozwolić, bo na codzień mieszka w Anchorage i jest pilotem 747 w UPS. Co ciekawe, życie na Alasce wcale mu się nie podoba, ale mimo bogatego doświadczenia (737, 757, Gulfstreamy, Citation) jego niska pozycja na seniority list nie pozwala mu zbytnio wybrzydzać.

Szczerze mówiąc trochę go rozumiem, bo co innego jest przyjechać na Alaskę w celach rekreacyjnych (i do tego w lecie), a co innego mieszkać w takim Anchorage. Miasto jest po prostu brzydkie i kręci się w nim mnóstwo niefajnego towarzystwa (podpici eskimosi, bezdomni imigranci).

DSC05409.JPG

DSC05399.JPG

DSC05396.JPG

Nie znaczy to oczywiście, że w okolicy brakuje turystów. Anchorage jest właściwie jedyną prawdziwą bramą do Alaski, więc przez miasto przewija się mieszanka wycieczkowiczów, myśliwych, wędkarzy, wspinaczy,… no i oczywiście pilotów! Pilotów spotyka się po prostu wszędzie. W każdym barze czy restauracji ktoś rozmawia o lataniu, czy to w bushu czy jako stewardesa dla World Airlines, z którą uciąłem sobie pogawędkę przy dorszu i kolschu.

Z dwóch dni jeden planowałem spędzić w Anchorage, a w drugim pożyczyć samochód i wybrać się na przejażdżkę na północ do Talkeetna’y. Pogoda była jednak nieubłagana, więc ostatecznie zostałem w ANC. Przenocowałem się w kolejnym tanim hostelu. Mnóstwo Rosjan i Azjatów. Było nawet trzech chłopaków z Polski, ale jakoś postanowiłem się nie ujawniać. W poprzednim hostelu też śladów naszych rodaków nie brakowało: (przy czym chodziło o to, żeby ściany były pomazane)

polska-anc-hostel.jpg

Nazajutrz wybrałem się do lokalnego muzeum, w którym główna wystawa ukazuje historię i kulturę ludów pierwotnie zamieszkujące te tereny, tak zwanych Alaska Natives (eskimosów po prostu).

DSC05401.JPG

Wszystko w ciekawej formie, mnóstwo kiosków z dotykowymi ekranami z których można dowiedzieć się praktycznie wszystkiego o danym przedmiocie.

Druga wystawa dotyczy historii w szerszym ujęciu – od pierwszych plemion, przez władanie rosyjskie, kupno Alaski przez Amerykanów, rozwój transportu, rybołówstwa, poszukiwanie złota, trzęsienie ziemi w 1964, odkrycie ropy naftowej, na lokalnych zwierzętach kończąc.

DSC05406.JPG

W ramach wystawy czasowej zaprezentowana była mała, ale bardzo interesująca kolekcja fotografi, poświęcona gorączce złota na przełomie XIX i XX wieku. (przykładowe zdjęcie ze zbiorów Anchorage Museum)

getimage.exe.jpg

Około 2 po południu pożegnałem się z downtown, wsiadłem w People Mover (czyli autobus) i pojechałem na lotnisko Anchorage. Samolot do Portland miałem dopiero po połnocy, ale chciałem jeszcze zobaczyć lokalne muzeum lotnicze, które zamyka drzwi o 5:00.

Lotnisko w Anchorage jest dość niezwykłe, z racji niebywałej symbiozy między rozkładowym i czarterowym ruchem pasażerskim, licznymi lotami cargo oraz szeroko pojętym General Aviation. Jedna wieża kontrolna obsługuje 3 asfaltowe pasy startowe, 3 pasy „wodne” i jeden pas żwirowy. Poniżej lądujący de Havilland Otter.

Do lotniska jeszcze wrócę, ale najpierw kilka słów o muzeum. Nie jest ono duże, nie ma oszałamiającej ilości eksponatów, ale nadrabia pomysłem i „domową” atmosferą. W kilku pomieszczeniach można znaleźć naprawdę wszystko. Mnóstwo starych zdjęć pionierów zdobywających Alaskę i ich lotniczych przygód. Pełno „pamiątek” przedstawiających historie kilku miejscowych linii lotniczych i rozwój lotnictwa komercyjnego, od pierwszych bush planes po dzisiejsze Grand Caravany i 737.

DSC05413.JPG

Naturalnie na wystawie nie brakuje wspaniałych samolotów! Takich jak ten niebieski Waco YKC z 1934, czy Hamilton H-47 z 1929, jeden z pierwszych w pełni metalowych liniowców, kokurent Forda Trimotora (u góry po prawej).

DSC05415.JPG

W drugiej sali Travel Air 6000 z 1929, należący do Al Jones Airways.

DSC05422.JPG

Oprócz tego kilka innych perełek: kadłub dwupłatowej łodzi latającej Keystone Loening Commuter (też z 1929) czy Sterman C2B z 1928. Znalazło się też miejsce dla fragmentów Douglasa World Cruisera „Seattle”, jednego z czterech samolotów uczetniczących w pierwszym przelocie dookoła świata w 1924. „Seattle” we mgle zderzył się z górą.

DSC05432.JPG

Tym co zdecydowanie odróżnia to muzeum od innych jest wystawa… nart.

DSC05419.JPG

Dział pływaków i tundra tires.

DSC05418.JPG

A tu w przyszłości ma powstać mini muzeum awioniki.

DSC05429.JPG

Ale to nie koniec zwiedzania! Z głównego hangaru wychodzi się na zewnątrz, gdzie można oglądać Stinsona AT-19 Reliant z 1944 (należącego kiedyś do Alaska Airlines) czy latającą łódź Grumman Widgeon z 1943. Oprócz tego stoją tam dwa duże samoloty: Boeing 737 Alaska Airlines oraz DC-6 Northern Air Cargo, wraz z małym „miasteczkiem” lotniskowym – kontenerami ULD, tugami, cysterną…

DSC05441.JPG

Na koniec przechodzi się do drugiego hangaru (namiotu), w którym kolejne eksponaty czekają na lepsze czasy.

DSC05443.JPG

Zwraca uwagę przede wszystkim wspaniały Beechcraft 18 z 1943. W kącie leży też Noorduyn Norseman z 1944.

DSC05449.JPG

Naprawdę super muzeum z unikatowymi samolotami, nie do pomięcia podczas pobytu w Anchorage.

Obiecałem powrócić jeszcze do samego lotniska. Otóż jest ono największą bazą wodnosamolotów na świecie, a być może także i największą bazą bush planes. Zobaczcie sobie na Bingu jak wygląda brzeg jeziora Lake Hood. Mnóstwo Super Cubów, Cessn i Beaverów poupychanych w „krzakach”.

DSC05463.JPG

DSC05462.JPG

DSC05473.JPG

DSC05467.JPG

Przy okazji można pozaglądać do hangarów firm mających siedziby na lotnisku. Tu Otter na nartach, gdzie indziej Short Skyvan.

DSC05458.JPG

Idąc w kierunku terminala musimy przejść przez olbrzymi „economy parking” (setki maszyn; na zdjęciu widać tylko jeden rząd). Tu można spotkać po prostu wszystko!

DSC05475.JPG

Pewnie się zastanawiacie jak takie samoloty dostają się z tego parkingu na pas startowy. Te co mają koła – o własnych siłach, przez „przejazd samolotowy”:

DSC05487.JPG

A te na pływakach – z pomocą…

DSC05456.JPG

Po godzinie włóczenia się deszcz zagodnił mnie do terminalu. Z przechowalni odebrałem swoją walizkę (jest to jedno z nielicznych lotnisk w USA po 9/11 które nadal ma przechowalnię – pewnie dlatego, że oprócz walizek można w niej zostawić karabin albo zamrożoną zwierzynę) i usadowiłem się w fotelu z widokiem na lądujące samoloty. Najwięcej było wielkich 747 i MD-11 z cargo – FedEx, UPS i mnóstwo Chińczyków. Praktycznie za każdym olbrzymem ciągnęły się skondensowane smugi wing vortices.

Na lotnisku spędziłem kilka godzin, bo wiele lotów z Alaski startuje po północy. Dzięki temu można być w domu na rano, a jednocześnie przedłużyć sobie wakację obżerając i opijając się w lotniskowym Humpy’s.

DSC05514.JPG

Alaska to wspaniała i dzika kraina, gdzie piękno i przydatność lotnictwa (szczególnie General Aviation) widać na każdym kroku. Dzięki tym kilku dniom nie tylko zdobyłem seaplane rating, ale wręcz zakochałem się w wodnosamolotach. Nauczyłem się też podstaw górskiego latania i bądź co bądź zobaczyłem kolejny kawałek świata.

Chciałbym tu jeszcze kiedyś wrocić.

3 komentarzy do wpisu “Day 281 – pożegnanie z Alaską

  1. Ehhh ja bym chciał zwiedzć … i pewnie też wrócić :)
    Zazdroszczę „wakacji” w takim miejscu ;)
    Pozdrawiam

  2. Ktoś tu wcześniej napisał:
    [quote]”encelados, 5 września 2011 o 20:16 :
    Wszystko pięknie. Jest tylko jedno „ale”:
    Uprasza się autora o… częstsze wpisy w blogu!!!
    Michał! Czekamy z niecierpliwością! ;-)”[quote]

    Michał niezwłocznie odpowiedział:
    [quote]”Michał Miłoś, 5 września 2011 o 20:28 :
    Od jutra obiecuję poprawę!”[quote]

    Ktoś inny dopisał:
    [quote]”Dorota, 5 września 2011 o 20:55 :
    z ta poprawą to nie wierzę”[quote]

    Od tego czasu pojawił się jeden autorski wpis z opisem „Opublikowano 3 sierpnia 2011” – pt: „Day 281 – pożegnanie z Alaskąą”.

    Pytanie: Who was right?
    Odpowiedź: Answer yourself. Nothing more, nothing less…

    :-D

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *