Day 21 – full stop landing

Opisujac wczorajszy lot zapomnialem wspomniec dlaczego moj standardowy 2-godzinny blok zostal przedluzony o dodatkowa godzine. Stalo sie tak, poniewaz o 5 pm w Portland ladowal Air Force One z Barackiem Obama na pokladzie. W zwiazku z tym przestrzen wokol PDX zostala zamknieta dla wiekszosci ruchu za pomoca tzw. TFR, w tym takze przestrzen nad naszym lotniskiem. Szkola chciala, aby jej samoloty byly na ziemi przed 4 pm, bo zawsze TFR moze uaktywnic sie wczesniej, a to zablokowaloby powrot czesci floty na lotnisko albo pozwoliloby szczesliwcom na super zdjecia w sasiedztwie F-15. Dlatego wylecial z planu blok o 3 pm, a ja dostalem bonusowa godzine.

Dzis juz wypelnienie formularza pobrania samolotu nie zajelo mi dluzej niz 2 minuty. Bardzo pomocny byl w tym niewielki program na iPhone’a o nazwie PilotWizzPro, ktory m.in. liczy za nas weight&balance. Pojawil sie jednak maly problem podczas pre-flight checka, bo oslony rurki podwozia byly po obydwu stronach mocno polamane. Nie marwilo mnie to zbytnio, to tylko oslony, ale obawialem sie ze mogl zostac uszkodzony przewod hamulcowy. Pokazalem to instruktorowi, ktory powiedzial ze jesli sobie zycze, to zawola kogos z maintenance. Za chwile przyjechal na melexie pan z obslugi technicznej, przygladnal sie i stwierdzil ze to tylko kosmetyka. Skoro tak, to lecimy. Na marginesie, pozniej sprawdzilem inne Cessny 152 w naszej szkole i wiekszosc ma te elementy nadlamane i naprawiane…

Pęknięta osłona podwozia Cessny 152

Po uruchomieniu silnika David spytal mnie, czy wole pocwiczyc kilka ladowan czy leciec do strefy. Popatrzylem na niebo, ruch stosunkowo niewielki (jakies 3-4 samoloty na kregu), wiec mielismy zrobic kilka touch’n’go. Niestety po jednym „okrazeniu” rozpoczela sie popoludniowa pora odlotu odrzutowcow, do tego nagle pojawily sie kolejne maszyny szkoleniowe. W zwiazku z tym zamiast kregu wyszla jakas dziwna figura, wlaczajac w to orbite (zakret o 360 stopni) na prostej, jedna mile przed progiem pasa.

Dlatego tez zdecydowalismy o locie do WPA i potrenowaniu slow flight, czyli lotu z predkoscia odpowiadajaca back side of the power curve. Przy niskich V (tu <50 wezlow) aby leciec wolniej, trzeba paradoksalnie uzywac coraz wiecej mocy. Do tego samolot coraz slabiej reaguje na stery. Niby cwiczylem loty z niska predkoscia podczas szkolenia do PPLki, ale dzis instruktor wymagal ode mnie duzo wiecej, szczegolnie od zakretow, nierzadko przy piszczacym caly czas stall warning horn. Fajna zabawa. Robilismy tez kilka przeciagniec, ale o tym napisze w innym artykule.

Powracamy na lotnisko z zamiarem wykonania jeszcze jednego T&G. Podazamy na downwindzie za dwusilnikowym Piperem Seminole. Na drugim (lewym) kregu kolejny dwusilnik, ale o dziwo wieza puszcza nas do ladowania przed nim. Przyziemienie bylo bardzo dobre, chowam klapy, dodaje pelna moc jednoczesnie wylaczajac podgrzew gaznika. Nagle David sciaga calkowicie gaz i wciska pelne hamulce. Blyskawicznie zjezdzamy z pasa z najblizsza droge kolowania. Lekko zdezorientowany pytam o co chodzi, na co moj instruktor mnie przeprasza ze przejal stery bez pelnej procedury (I have the controls – You have the controls – I have the controls), ale wieza w momencie kiedy dotknelismy pasa poprosila nas o zrobienie full stop zamiast T&G i szybki zjazd. Seminolka za nami nie wyrabiala lecac na tyle powoli, zeby nam sie nie wpakowac w tylek, wiec gdybysmy nie zwolnili pasa, musialaby robic go around. Wieza tylko prosila, ale najwyrazniej moj instruktor chcial sie pokazac z dobrej strony, szybko ocenil szanse na ucieczke z pasa i postanowil zaryzykowac :)

Wylatalem w sumie 0.7h, co jest dla mnie korzystne, bo im mniej czasu spedzam w samolocie zeby zaliczyc dane zadania, tym taniej. Po locie krotki komentarz instruktora, wpisanie lekcji do systemu CPC, faktura i od razu wypelnienie logbooka z podpisem CFI.

***

Z lotniska pojechalem na obiad, tym razem do japonskiej Kokiyo Teriyaki. Przy okazji sprawdzilem poczte i dostalem odpowiedz na maila od wlascicielki domu, ktora szuka wspollokatora. Sprawia dobre wrazenie, ma trzydziestke i pracuje w Intelu (jak 90% wyksztalconych mieszkancow Hillsboro). Przyslala zdjecia i dokladny adres, wiec zaraz po zjedzeniu kurczaka z ryzem i eggrolls pojechalem zobaczyc ten dom, niedaleko rogu SE 10-tej i 11-tej. Niestety wlascicielki nie bylo, tylko jej maz, ktory normalnie na codzien mieszka w ich drugim domu w Kalifornii. Obejrzalem srodek i prawie wszystko jest idealnie, poza tym ze nie ma tradycyjnego living roomu. Na parterze jest kominek i przy nim meble do siedzenia, ale telewizor wisi na scianie na pietrze, w takim rozszerzonym korytarzu, naprzeciwko jednej sofy. Nie skreslam jeszcze tej opcji, bo naprawde trudno trafic cos sensownego w naszym Intelcity, ale moze przez weekend znajdzie sie ktos ze szkoly szukajacy wspollokatora. Zawsze lepiej byloby mieszkac z innymi studentami.

Jeden komentarz do wpisu “Day 21 – full stop landing

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *