Day 198 – kurczak słodko-kwaśny

Preflight check. Lewy strobe light nie błyska. Niby nie jest na liście wymaganego wyposażenia, ale pasowałoby go chociaż „oplackardować”. Gadam z dyspozytornią, gdzie okazuje się że samolot nie „wyszedł” jeszcze z przeglądu. No to cancel…

Jakoś zasiedziałem się w Hillsboro i dopiero gdy zgłodniałem pomyślałem o powrocie do domu. Tylko ta pusta lodówka… Natchnęło mnie żeby zobaczyć czy któraś stopięćdziesiątkadwójka nie jest przypadkiem wolna. Nooo, nie jedna! Najszybciej na konkretne jedzenie dolecę do Albany.

Po drodze mijam moich „ulubionych” kontrolerów w Salem, którzy na wszelki wypadek nie włączają na lotnisku świateł żeby przypadkiem ktoś im drzemki nie przerwał :)

DSC03642.JPG

Lądowanie w Albany już całkiem po ciemku i szybkie kołowanie do knajpy zdążyć przed zamknięciem. Aby nie wydziwiać biorę prostego kurczaka, który niedługo później ląduje na stole w porcji którą statystyczny Chińczyk konsumowałby przez tydzień. Dałem radę połowie talerza, resztę (bez pytania) zapakowano mi do pudełka na później. Fly-thru…

DSC03647.JPG

Naładowany energią postanowiłem jeszcze skoczyć na ciastko do Eugene. Po drodzę trochę się skompromitowałem zagadując do approach i zgłaszająć się 8 mil na północ od lotniska… gdy odpowiedzi usłyszałem „radar contact, 16 miles north of Eugene airport”. W Eugene są dwa równoległe pasy i podchodząc trzeba uważać żeby nie wpakować się na sąsiednią ścieżkę. Trochę jest to trudne gdy leci się stosunkowo nisko i nawiguje wyłącznie w oparciu o lotniskowy beacon light. Gdy włączyłem światło lądowania Tower odpalił swoje sto żarówek. Aaaa, tu jesteście…

Milę przed progiem pasa wieża pyta mnie gdzie będę parkował, a po mojej odpowiedzi postanawia przydzielić mi jednak drugi runway. Nie narzekam, bo dzięki temu uniknę kołowania wokół terminala.

Na paliwo w FBO (Flightcraft) musiałem poczekać, bo cysterna pojechała zatankować samoobsługowy dystrybutor na drugim końcu lotniska i wróci za 15 minut. Nie ma sprawy – kawka, ploteczki. Akurat chłopak który był na zmianie też szkoli się do zawodowej (ale to nie ten co ostatnio).

W drodze powrotnej, jak zwykle w pobliżu godziny zero zero, cisza i spokój – tylko jeden helikopter ćwiczący nocne lądowania w Albany. Trochę mnie to zmotywowało żeby samemu też coś potrenować. I tak właśnie wpadłem na pomysł, żeby nad Newberg VOR zrobić kilka holdingów, na koniec procedure turn i zniżanie zgodnie z podejściem VOR/DME… z tym że bez DME, bo w naszych C152 taka wyszukana awionika nie występuje (ani substytut w postaci GPSa, nie licząc N49276). Można jednak odległości oszacować na postawie prędkości – wszak przy 90 węzłach w ciągu 1 minuty przelatujemy ok. 1.5 mili. Wyszło nawet nieźle, ale w nocy zniżanie do minimów sprawia wrażenie jakby się za chwilę miało ludziom do sypialni wlecieć…

3 komentarzy do wpisu “Day 198 – kurczak słodko-kwaśny

  1. Hej, czytam Twojego bloga od kilku tygodni i coraz bardziej mam ochotę zacząć szkolenie praktyczne do PPL-ki.
    Martwię się tylko (patrząc na rozmiary porcji żarcia na Twoich zdjęciach) żebyś nie nabrał „amerykańskich” gabarytów ;-)

  2. No właśnie ;-) muisz uważać, bo to tylko przybrać jest łatwo – zrzucić duuuużo gorzej :-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *