Day 180 – Święta w Nowym Jorku

Wielkanoc w Portland? Niebyt ciekawa perspektywa. Z drugiej strony przyjazd do Polski na tak krótki okres to kiepskie usprawieliwienie kosztu transkontynentalnej podróży. Dlatego tak bardzo ucieszyłem się, gdy Beata i Zbyszek zaprosili mnie na wspólne spędzenie świąt w Nowym Jorku.

Times Square

Wylot w piątek rano, powrót w środę wieczorem. Bilety udało się kupić na dobrego godziny, w „tę” stronę na United z przesiadką w Denver. Jak zwykle na lotnisko w PDX dotarłem na styk (nawet maszyna do check-inu stwierdziła że się spóźniłem), ale Star Silver załawił priority security line i darmowy bagaż. Do Denver lecę w CRJ-700, przedostatni rząd, okno. Dobrze że te kukuryźniki nie mają middle seat… Przed lądowaniem pilot zakomunikował pasażerom, że w Denver wieje 32 węzły więc może być mały roller coaster. Stewardesy się tylko przypięły i powiedziały że śmieci sprzątną po lądowaniu. A sąsiadka wyznała, że często mdleje przy turbulencjach.

Na moje standardy nie było tak źle (w C152 przy gusting 25 kt jest gorzej) i w DEN siedliśmy o czasie. Wokół lotniska z jednej strony góry Skaliste, z drugiej długa po horyzont równina z nielicznymi drogami, wzdłuż których sterczą niekończące się rzędy drewnianych słupów trakcyjnych. Wewnątrz całkiem sporego terminala co chwilę można spotkać drzwi z napisem „Hurricane Shelter”. Czasu na przesiadkę miałem w sam raz żeby coś zjeść (bo oczywiście posiłku na krajowych lotach się już nie uświadczy) i zapakować się do Boeinga 757, znów gdzieś na szarym końcu i tym razem niestety pomiędzy. A konkretnie pomiędzy dwie niewiasty w rozmiarze amerykańskim XXL. Podczas lotu na podwieszonych nad korytarzem mocno wypukłych telewizorach puszczono lekko szumiący film, ale ja skupiłem się raczej na drzemce i o godzinie 9:30 PM czasu lokalnego dotarłem na LaGuardię. Przy LGA nawet buraczkowy terminal na Okęciu wygląda jak Ritz-Carlton.

Na lotnisku powitał mnie Zbyszek, szybko dojechaliśmy do ich mieszkania na Queensie i poszliśmy spać, by wstać wcześnie w sobotę i rozpocząć świąteczne przygotowania. Mimo posiadania dwóch lewych rąk udało mi się coś pomóc, kroiłem jarzyny na sałatkę (to akurat moje standardowe zajęcie), orzechy na ciasto i nawet pomalowałem jedno jajko, które trafiło do mojego koszyka-miniaturki przysłanego z Polski przez moją mamę (wraz z cukrowym baranem, pisankami i kurczakami!). Do święcenia pojechaliśmy na Greenpoint, czyli oczywiście polskiej enklawy na Brooklynie. Poza samym święceniem koszyków wizyta na Greenpoincie była ciekawym doświadczeniem. Wszyscy mówią po polsku, wyglądają na Polaków, po chwili w ogóle zapomina się że jest się za granicą. Szczególnie widząc polskie byznesy wzdług Manhattan Avenue, trochę kiczowate i wzbudzające uśmiech, ale z drugiej strony także radość z napotkania odrobiny polskości na „obcej” ziemi.

Polska dzielnica w Nowym Jorku

Polska restauracja w Nowym Jorku

Polska cukiernia w Nowym Jorku

Polskie baby na ulicy w Nowym Jorku

Polski supermarket w Nowym Jorku

Polska orenżada w USA

Polskie ogórki w USA

Polskie słodycze wUSA

Zaproszenie na polską imprezę w Nowym Jorku

Polska cukiernia w USA

W niedzielę wybraliśmy się wspólnie na Manhattan. Zaczęliśmy od Central Parku, do którego piękna pogoda zwabiła setki spacerowiczów, biegaczy, rodzin z dziećmi i turystów. To naprawdę niesamowite że w samym sercu ograniczonej powierzchniowo wyspy zostawiono tak wiele miejsca na publiczny park, z alejkami, skałami, jeziorkami, placami zabaw i oczywiście znanym z „Madagaskaru” ogrodem zoologicznym.

Central Park

Balony w Central Park

Żydowskie dzieci w zoo

Zoo Central Park

Niedźwiedź polarny w zoo w Central Park

Zoo Central Park

Pingwiny w zoo w Central Park

Po odwiedzinach Central Parku przejechaliśmy się jeszcze w kierunku górnego Manhattanu, próbując przepchnąć się przez ulice zatłoczone z powodu Wielkanocnej Parady. Jazda w Nowym Jorku jest w ogóle bardzo agresywna, trzeba walczyć o zajęcie każdego kolejnego metra ulicy zanim zrobi to ktoś inny. Przy parku stoją jeszcze dorożki, no ale dla krakusa to żadne halo.

Koń w Nowym Jorku

Na Górnym naszym celem była m.in. episkopalna katedra St. John the Divine…

Wieczór jak i kolejny dzień spędziliśmy na wizytach u znajomych, w czasie których znów poczułem się jakbym w ogóle nie wyjeżdżał z Polski. Jedynie dzieci, mimo starań rodziców, komunikowały się między sobą po angielsku. I w sumie zrozumiałem dlaczego Francuzi mówią, że Amerykanie nie są mieszanką multikulturową, a jedynie multietniczną. Szkoła amerykańska od samego początku buduje w dzieciach świadomość bycia Amerykaninem czy Amerykanką, bez względu na ich pochodzenie. Z jednej strony to trochę smutne, z drugiej trudno z tym walczyć chcąc dać dziecku jak najlepszą przyszłość. Dzięki temu też mogą obok siebie żyć miliony ludzi różnej narodowości, wyznania czy koloru skóry, czego Nowy Jork jest najlepszym przykładem – a europejskie miasta niekoniecznie…

Przez te kilka dni na stole nie zabrakło mnóstwa świątecznego jedzenia, choć u Beaty i Zbyszka trudno stwierdzić co jest świąteczne a co nie – wszystko jest zawsze tak pyszne i wspaniale podane. Trudno mi sobie wyobrazić gdzie mógłbym lepiej spędzić Wielkanoc, oczywiście poza rodzinnym domem. Wasza gościnność sprawiła jednak, że przez te kilka dni poczułem się o wiele bliżej tego domu. Za co z całego serca dziękuję!

Jeden komentarz do wpisu “Day 180 – Święta w Nowym Jorku

  1. Dziekujemy za mile slowa, super zdjecia , ciekawe komentarze i spostrzezenia. Sciskamy,

    Beata, Zbyszek i Oli

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *