Day 151 – McHorror

Czytelnik bloga mógłby czasem odnieść wrażenie, że próbuję go przekonać jak wspaniałym krajem są Stany Zjednoczone. I choć w sferze lotnictwa trudno mi sobie wyobrazić cokolwiek, co gdzieś indziej jest rozwiązane w lepszy sposób (do tego stopnia, że Euroland powinien porzucić swoją dumę i zaadoptować w całości FAR-y, a nie bawić się w nieudolne wyważanie otwartch drzwi), to jednak w codziennym życiu nie jest już tak pięknie.

Przykład? Po wypiciu z Davidem kilku pi-bi-arów (czyli jednego z tańszych napojów gazowanych, nazywanych dumnie piwem) udaliśmy się coś zjeść do położonej nieopodal Restauracji McDonald’s. Ponieważ godzina była już późna, stoliki nie były nakryte i jedyną opcją było zamówienie posiłku na wynos w okienku McDrive. To też podeszliśmy do okienka, zapukaliśmy i przyszedł jeden z kucharzy. Nie chciał otworzyć szyby i zawołał swojego przełożonego, tzw. Managera. Pan Kierownik był już bardziej odważnym mężczyzną i uchylił szklane drzwiczki.

Poprosiliśmy od dwa McChickeny oraz średnie i małe frytki. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że nie zostaniemy obsłużeni. Na początku pomyślałem, że to taki żarcik, druga w nocy to każdy chce sobie poprawić humor. A może nie podobało mu się, że pukając w okienko wołaliśmy „Hola Amigo”? Powtórzyłem więc raz jeszcze nasze zamówienie z bardzo poważną miną. Odpowiedź znów była ta sama. Zapytałem więc dlaczego odmawia się mi przyjemności konsumowania wspaniałej kanapki ze stuprocentowego kurczaka. „Ze względów bezpieczeństwa”. WTF?

Wszystko dlatego, że nie mam samochodu. Niestety, jest zbyt niebezpiecznie sprzedać mi tego szczura w bułce jeśli przyszedłem na nogach. Co z tego, że już pięć razy przeszedłem od jednego okienka do drugiego próbując nawiązać kontakt z którymś ze sprzedawców tej paszy. „Względy bezpieczeństwa”. Postanowiłem drążyć temat: czy gdybym przyjechał na rowerze, to czy zostałbym obsłużony? „Nie”. A na motocyklu? „Tak”. No i gdzie tu jest logika? Co miał na myśli Ronald McDonald konstruując tę żelazną zasadę swojego biznesu i czy biedak zdaje sobie sprawę, że po drugiej stronie Oceanu jego pracownicy gwizdają na „względy bezpieczeństwa”?

Absurd. Byłem zbulwersowany. A później zły na siebie. Za to że odszedłem od okienka dając za wygraną głupocie. Mogłem zaatakować ich własną bronią, oskarżając o dyskryminację. Że nie jesteśmy latino, że nie mamy samochodu (co w przypadku Davida jest akurat prawdą). I że nigdzie nie było tabliczki o nieobsługiwaniu klientów pieszo. Myślę że reagując od razu doczekalibyśmy się sprawiedliwości, a może nawet BigMaca w ramach rekompensaty. Tylko czy naprawdę chcielibyśmy go jeść?

8 komentarzy do wpisu “Day 151 – McHorror

  1. Witam. Podobny przypadek spotkal mnie w UK, nie zostalismy obsluzeni z kolega z powodu braku auta ;)

  2. to wcale nie takie glupie jak ci sie wydaje. Chodzi pewnie o mieszanie pieszych z samochodami – o to bezpieczenstwo tu chodzi. A ja to bym sie nigdy nie pchal do McDonalda o 2-iej w nocy bez wzgledu pieszo czy zmotoryzowany.

  3. Oczywiście, rozumiem, tyle że my już tam byliśmy. Sprzedanie nam głupiej kanapki nic by nie zmieniło…

  4. Byliscie i owszem ale ktos zawsze mogl nadjechac. Gwarantuje ze ich polisa ubezpieczeniowa zabrania takich sytuacji. Potem ktos by was nie zauwazyl (to notorycznie ciemne miejsca), przejechal wam po nogach i bysci skarzyli McDonalda o $10 mln. a ten sprzedajacy by stracil prace.

  5. No cóż, może za krótko tu jeszcze jestem, a może po prostu moje myślenie wynika z tego, że z McD korzystam jedynie podczas corocznych wyjazdów okołosylwestrowych do Zakopanego, gdzie w godzinach nocny w kolejce do McDrive’a ustawia się więcej pieszych niż samochodów.

  6. W Polsce nie ma law przysieglych przyznajacych $10 mln odszkodowania za to ze McDonald podal zbyt goraca kawe i komus sie rozlala i trzeba bylo operacji plastycznej…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *