Day 115 – Presidential TFR

Zapowiadał się ciekawy piątek. Po pierwsze, trzeci piątek miesiąca a więc dzień szkolnego grilla. Po drugie, zaplanowany progress check. A po trzecie… wizyta Baracka Obamy w samym Hillsboro.

Barack Obama w Hillsboro, Oregon

Czym to urocze miasteczko zawdzięcza możliwość goszczenia samego prezydenta? Oczywiście Intelowi, który już ostro zaczął budować w Hillsboro kolejną fabrykę procesorów najnowszej generacji, wartą 6-8 miliardów dolarów. Nowe miejsca pracy, inwestycje w amerykańską gospodarkę – żaden urzędujący polityk nie mógłby odpuścić sobie konferencji prasowej z CEO Intela, który 3/4 swoich wyrobów produkuje w USA.

Ku mojemu zaskoczeniu Hillsburrito nie zostało całkowicie zablokowane i dało się normalnie jeździć, poza jednym kawałkiem drogi wokół głównego budynku Intela, który był zamknięty na czas przejazdu kolumny. Pomimo deszczu, na ulicach nie zabrakło protestujących przeciwko polityce Obamy, wymachujących różnymi transparentami, w stylu „Bankrupt America? Yes we can!”.

W powietrzu niestety nie było już tak łatwo jak na ulicach, bo w związku z wizytą z automatu uruchamiany jest tzw. Presidential Temporary Flight Restriction. Teoretycznie TFR był aktywny do 1:30, więc z moim progress checkiem o 2:00 nie powinno być problemu. W praktyce i tak nigdzie nie polecę, bo pogoda postanowiła przywitać Obamę w oregońskim stylu. Może uda mi się chociaż zaliczyć „ground”?

Wszyscy w szkole żałowali, że w Hillsboro nie wyląduje Air Force One, ale nasze skromne 6600 stóp pasa (2011 m) to trochę za mało dla Boeinga 747. Poza tym, gdzie by to miało zaparkować, żeby służby ochrony były zadowolone?

Obama wylądował więc na PDX i do nas przyleciał na pokładzie helikoptera Sikorsky Sea King, czyli Marine One. Samego lądowania nie widziałem, bo byłem akurat w drodze do szkoły, ale przeleciał nad moją głową robiąc kółko nad Intelem. W obstawie trzy CH-46 i Jayhawk należący do US Coast Guard, który zaparkował sobie na naszej rampie. Pewnie zobaczyli hamburgery i hot-dogi i chceli się przyłączyć, no ale niestety, grill jest tylko dla studentów i pracowników szkoły :)

Śmigłowiec US Coast Guard

Po szybkim wszamaniu lunchu miałem rozpocząć naziemną część progress checka, ale instruktor (ponownie Chris) wcale się do tego nie spieszył. Z resztą prawie cała szkoła pałaszowała burgery siedząc w dolnym albo górnym loungu i obserwując co dzieje się po drugiej stronie pasa startowego. Naturalnie najbardziej zainteresowani byli instruktorzy i uczniowie helikopterowi, choć w praktyce wszyscy, bo jednak wizyta prezydenta w tej wiosce to nie byle jakie wydarzenie.

Uczniowie i instruktorzy obserwujący Obamę na lotnisku

W końcu kolumna rządowa zaczęła się zbliżać, snajperzy na hangarze Nike’a i dachu biblioteki ustawili się w pozycjach do strzału, a u nas wszyscy wsłuchiwali się w ciszę na częstotliwości 119.3, czyli Hillsboro Tower. W końcu Obama wsiadł do drugiego helikoptera (zawsze latają conajmniej dwa, żeby trudniej było zestrzelić) i cisza została przerwana: „Marine One, taxiway Charlie, cleared for takeoff”, na co któryś z instruktorów palnął dla żartu (oczywiście nie przez radio): „Hold short of runway 30, landing traffic is a Cessna…” :)

Śmigłowiec Marine One

Po tym wszyscy się rozeszli, a my z Chrisem przystąpiliśmy do dwugodzinnej pogawędki w ramach progress checka. W zasadzie nie ma się co na ten temat rozpisywać, przygotowałem się dość dobrze i to też stwierdził instruktor. Jedyne co zalecił mi do powtórki, to FAR §91.213, który mówi o postępowaniu w przypadku niedziałającego wyposażenia albo instrumentów. Ja stwierdziłem (za jednym z podręczników), że w przypadku odkrycia przed startem wadliwego urządzenia, które nie jest wymagane przepisami do danego typu operacji (np. VFR-day) oraz nie jest wymagane certyfikatem typu samolotu (lista znajduje się w POH pod koniec sekcji Weight&Balance) to pilot może oznaczyć odpowiedni przełącznik w kokpicie za pomocą plakietki „Inoperative” i lecieć. Chris twierdził, że tylko upoważniony mechanik może to zrobić (co jest na 100% prawdą, gdy dane wyposażenie trzeba wymontować). Ale co, gdy chcemy lecieć w dzień, a nie działają np. position lights?

(3) The inoperative instruments and equipment are— (…) (ii) Deactivated and placarded “Inoperative.” If deactivation of the inoperative instrument or equipment involves maintenance, it must be accomplished and recorded in accordance with part 43 of this chapter;

Nadal nie jestem pewien, co w tej sytuacji wolno pilotowi, a co nie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *