Day 100 – solo xc

Gdzie by tu polecieć…? Przepisy FAA wymagają, aby lot zaliczany jako cross country był lotem na lotnisko oddalone o min. 50 NM w linii prostej od punktu startu. Po co więc kombinować, najlepiej wybrać destynację która jest najbliżej, a spełnia ten warunek – Albany (S12). A tak poważnie, w Albany można po prostu coś zjeść.

Autor bloga w Cessnie 152

Przed lotem David musi wkleić do mojego logbooka dodatkowy endorsement na ten konkretny lot po konkretnej trasie. W końcu oficjalnie ciągle jestem Student Pilot, bez własnego certyfikatu FAA. Szybkie sprawdzenie samolotu, paliwa do pełna (czemu nie?) i start. Od razu w lewo i prosto w kierunku Newberg VOR. Teraz można się zdrzemnąć, bo przede mną 40 minut lotu po prostej.

Oczywiście o drzemce nie ma mowy, ale czemu by sobie nie umilić czasu odrobiną muzyki? W końcu wystarczy tylko nacisnąć jeden przycisk na „kablu” od słuchawek i już nutki po BT płyną prosto do uszu. „I Shot the Sheriff…”

Panel instrumentów i mapa w Cessnie 152

W międzyczasie zbliżam się do Salem, czyli wioski będącej stolicą stanu Oregon. Mają tam lotnisko w klasie D, do 2700 ft. Ja lecę na 3500 ft, ale dobrze jest posłuchać co dzieje się na częstotliwości wieży. Dowiaduję się m.in. o innej Cessnie, która jest lekko za mną, 1000 ft niżej i również wybiera się do Albany. Postanawiam zgłosić swój przelot na lotniskiem, na co niemiła kontrolerka wyraźnie daje mi do zrozumienia żebym siedział cicho, bo przelatuję powyżej JEJ przestrzeni. Pfff.

Lotnisko w Salem, Oregon

Kilka minut później stroję się na CTAF Albany i ogłaszam swoją pozycję 10 mil na północ. Koleżka lecący za mną również odpowiada i nawet udaje mi się go wypatrzyć. Niestety tuż przed Albany wzajemnie się gubimy, w związku z czym przelatuję nad lotniskiem i czekam aż zgłosi się na downwindzie. Dopiero wtedy zniżam się do kręgu i również wchodzę w downwind. Base, final i już na ziemi. Zaraz za mną ląduje kolejny samolot i muszę zrobić mu miejsce na drodze kołowania, starając się jednocześnie ustalić w którą stronę do restauracji.

Lotnisko w Albany, Oregon

Lotnisko w Albany, Oregon

Hangar na lotnisku w Albany, Oregon

Ciekawe to jest, że na ziemi znacznie łatwiej stracić orientację niż w powietrzu. W końcu dociera do mnie, że przy poprzedniej (nocnej) wizycie w Albany lądowaliśmy na przeciwnym kierunku pasa i dlatego wszystko jest teraz odwrotnie. Ostatecznie moim oczom ukazuje się cel dzisiejszej podróży.

Droga kołowania do restauracji na lotnisko w Albany, Oregon

Zaparkowałem samolot, zrobiłem kilka zdjęć i pora coś zjeść, bo nie ma za wiele czasu. Poprosiłem o kawę i nabrałem sobie z bufetu przysmaki kuchni chińskiej w wersji dla Amerykanów.

Parking dla samolotów przed chińską restauracją w Albany, Oregon

Parking dla samolotów przed chińską restauracją w Albany, Oregon

Chińskie jedzenie

Najedzony wracam do 757LY, szybki przegląd (jak to mówi John King: „did it get hit by a truck?”) plus sprawdzenie paliwa i oleju. Wszystko gra, można odpalać. W tym samym czasie dwa dziadki również skończyły jeść lunch i wróciły do swoich Van’sów RV. Pomachaliśmy sobie i zacząłem kołowanie w kierunku pasa. Warto wspomnieć o małej rzeczce, którą trzeba pokonać po drodze.

Taxiway w Albany, Oregon

Przed pasem jeszcze pora na próbę silnika, w czasie której te dwa dziadki, odmłodzone chyba o 50 lat, śmignęły mi przed maską wpadając praktycznie wspólnie na pas (w dodatku ślizgając tylnym kółkiem) i poleciały. Szczęka mi opadła jak zobaczyłem z jaką sprawnością ci „emeryci” posługiwali się swoimi samolotami.

Samolot startujący z lotniska w Albany, Oregon

Po starcie wznoszenie do 4500 ft, z krótką przerwą na 3000 aby minąć się ze śmigłowcem lecącym w przeciwnym kierunku. Tym razem olewam ATC w Salem, szczególnie że jestem znacznie wyżej niż sięga ich „władza”. Próbuję za to nawiązać kontakt z Portland Approach, aby dostać Flight Following. Niestety na moje zgłoszenie nikt nie odpowiada, pewnie byli zbyt zajęci ruchem IFR. Mógłym próbować ponownie, ale i tak jestem już za połową trasy.

Lęcę sobie więc spokojnie z powrotem do bazy i obserwuję nadciągającą wysoko od północy warstwę chmur. Nagle zauważyłem, że te chmury są tuż przede mną, dokładnie na mojej wysokości! Szybki unik 250 ft w dół i udało się ominąć wroga nr 1 w lataniu VFR. To z resztą nie był koniec niespodzianek, tuż nad VORem „zaatakował” mnie samolot lecący prostopadle z lewej strony, po zbieżnym kursie ok. 150 ft poniżej.

Nad Twin Oaks odłuchałem ATIS, zagadałem do naszej wieży i zacząłem zniżanie w celu wejścia do left base 30 do lądowania w Hillsboro. Nr 3 w kolejce, gładko zahaczyłem kołami o asfalt i na parking, idealnie o czasie. Teraz można spokojnie usiąść sobie w słońcu na ławeczce przed wejściem do szkoły i pochwalić się przed pilotami śmigłowcowymi jak to my samolotowi możemy polecieć na przysłowiowego „$100 hamburger”. Oni musieliby najpierw posadzić helikopter przy stacji paliwowej, później ponownie przejść całą procedurę uruchomienia silnika, air-taxi pod restaurację i pełną procedurę shutdown. Czyli dodatkowe 0.2h, co w ich przypadku przekłada się na ekstra $50…

4 komentarzy do wpisu “Day 100 – solo xc

  1. Bardzo podobaja nam sie Twoje zdjecia , z uwaga sledzimy Twoje postepy. Olivier, rowniez chcialby byc w kabinie pilota. Pozdrawiamy Ciebie mocno !

    Usciski,
    BZO

  2. Dopiero teraz zauważyłem na drugim zdjęciu jaką muzykę słuchasz latając – Bob Marley naprawdę pasuje :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *